BEM – odcinek 3

Trzeci odcinek skupia się na Belo, którego ulubionym zajęciem jest gra w gry arkadowe. Okazji ma sporo, ponieważ na obrzeżach dziecięca rywalizacja niebezpiecznie przypomina dorosłe walki gangów. Podczas jednego z pojedynków o „terytorium” Belo poznaje rozpuszczonego jak dziadowski bicz chłopaka z centrum metropolii. Przekonany o własnej wyższości dzieciak nie ma większych szans z Belo, ale zafascynowany tak dobrym przeciwnikiem, postanawia zaprosić go do domu. Tymczasem w centrum ktoś poluje na polityków zainteresowanych rozwojem obrzeży i walką z panoszącymi się tam przestępcami. Belo udaje się uratować jednego z nich, ale tajemniczy skrytobójca wkrótce uderza znowu…

Spośród trójki demonów Belo wydaje się najbardziej zdystansowany i najmniej zainteresowany zostaniem człowiekiem, albo inaczej – pragnie człowieczeństwa, ale boi się rozczarowania, jeśli obietnica okaże się kłamstwem. Rozdarty między marzeniami a wyjątkowo szarą rzeczywistością ucieka w świat gier i niechętnie zawiera nowe znajomości. Niestety podobnie jak w przypadku Bema i Beli, życie obchodzi się z nim okrutnie – dobre chęci ponownie okazują się drogą wprost do piekła.

Cóż, BEM na pewno nie ma szans w konkursie na najbardziej optymistyczną opowieść roku. Cały świat dosłownie tonie w szarości, jedynymi światełkami w mrocznym tunelu pozostają główni bohaterowie i niewinna niczym nagrobna lelyja Sonia. Problem polega na tym, że smutna rzeczywistość co i rusz rzuca im kłody pod nogi, a kolejne grupy już knują, jakby dobrać im się do skóry. Po pierwsze, mamy „niewidzialną radę”, zaskakująco dobrze poinformowaną o Bemie i jego towarzyszach, wyraźnie też zainteresowaną pojmaniem ich i to raczej w nieprzyjemnych celach. Na końcu odcinka widzimy też bar pełen przedziwnych gości, którzy zapewne należą do tej samej grupy, co dotychczasowi demoniczni antagoniści. Klimat zagęszcza się, a twórcy co i rusz uderzają w minorowe tony, choć niestety fabuła rozwija się bardzo powoli i na razie jakikolwiek wątek główny pozostaje zagadką.

Teoretycznie nie jest to mój typ serii, za dużo tu dramatów i zapowiedzi kolejnych tragedii, ale naprawdę pałam ogromną sympatią do skrzywdzonych przez los bohaterów i chociaż wiem, że raczej celu nie osiągną, w głębi serca nie przestaję im kibicować. Wątpię, żeby fabularnie nagle anime wzniosło się na wyżyny, grafika również pozostawia wiele do życzenia – niedługo będzie widać tylko ciemne tło i niewielkie fragmenty twarzy, mimo to doceniam specyficzny, przyciężki nastrój i dobrą ścieżkę dźwiękową. BEM to nastrojowy przeciętniak, mocno trącący myszką, rzecz specyficzna i niekoniecznie nadająca się dla mas (nie znaczy to, że ambitna), raczej dla wielbicieli starych tanich świecidełek. Zachęcam do spróbowania, ale nie gwarantuję, że przypadnie do gustu.

Leave a comment for: "BEM – odcinek 3"