Katsute Kami Datta Kemono-tachi e – odcinek 2

Gdybym mogła streścić ten odcinek jednym słowem, byłoby to… ups. A że z różnych przyczyn nie mogę, w ramach rozwinięcia wątku trzeba powiedzieć, że ciąg dalszy wprowadzania do właściwej historii wypadł raczej żenująco. O ile przy opisie pierwszego odcinka zaledwie wspomniałam o uproszczeniach i naciągnięciach fabuły, o tyle tu ich wyliczenie sprowadziłoby się prawdopodobnie do streszczenia słowami niemal całego scenorysu. Że wspomnę dla przykładu uczenie nastolatki polowania na dzikie zwierzę przy udziale piątki kibicującej dzieciarni… i zupę pieczarkową z wody i całych pieczarek jako rezultat tegoż.

Większa część odcinka to retrospekcja opowiadająca o tym, jak cudowne rodzinne życie wiedli mimo biedy i widma wojennego głodu Will Bancroft i jego córka Nancy, czemuś zwana Schaal, z piątką wzmiankowanych wyżej dzieciaków, ponoć sierot, pod opieką, dopóki Will najpierw nie poszedł na ową wojnę, by z racji swej „wyjątkowości” (niezdefiniowanej, podobnie jak sposób jej ustalenia przez wojsko na odległość) zapewnić im rządowe fundusze, przy okazji spełniając patriotyczny obowiązek, oczywiście; a potem nie wrócił pod postacią ogromnego skrzydlatego jaszczura. Po czym żyli krótko i szczęśliwie (mimo znów zaglądającego w oczy głodu, z powodu wysokich kosztów utrzymania smoka), aż Will zaczął szaleńczo ryczeć po nocach, w okolicy pojawiły się rozdarte na strzępy krowy, a sąsiedzi wzięli sprawy w swoje ręce, przynosząc mu kulę do nogi i zabierając dzieci. Lecz zostawiając Schaal, by sobie z tym wszystkim radziła.

Żeby dopełnić jej tragedii, pewnej deszczowej nocy zjawił się nieznajomy w białym płaszczu z kapturem i na jej oczach po prostu zastrzelił jej zesmoczonego ojca. Co oczywiście kazało jej zacisnąć zęby, błysnąć dziko oczami, zarzucić karabin na plecy i udać się na poszukiwania onego. Znalazłszy go, dziewczyna bez wahania oddaje strzał (i, uwaga, trafia! Choć cel jest spory, to może nie ma się co ekscytować…), ale ku jej zaskoczeniu zakapturzony nie zwraca na to większej uwagi. Jego celem jest pozieleniały olbrzym Danny, kiedyś łagodny chłopak, obecnie bandyta z krwią na rękach. Okoliczności jego śmierci – i nie mam na myśli, że, och-jakie-to-przejmujące, działo się to na oczach miasteczka i matki starowinki – przekonuje Schaal, że powinna dołączyć do Hanka, by ustalić, czy rzeczywiście miał powody zabić jej ojca.

Powyższe NIE JEST wyliczeniem wspomnianych (dyplomatycznie, wiem) absurdów i idiotyzmów odcinka, zaledwie ich krótkim zarysem. W dodatku nie są one z gatunku „tak kretyńskie, że aż zabawne”, lecz zwykłych żenujących niedoróbek i pójścia po linii najmniejszego oporu, żeby tylko dwoje protagonistów się spotkało i przy okazji przekonało widzów o swojej niezwykłości, charakterności i iście greckich (jak w tragediach greckich znaczy, a nie w jogurtach na przykład) dylematach moralnych. Gdybym miała kogokolwiek zachęcać do obejrzenia, to tylko z racji tego, żebyście sami się przekonali, jak wiele głupot – mniejszych i większych, w prowadzeniu i tempie fabuły, psychologicznej konstrukcji postaci (czy raczej jej braku), zwykłej logice zdarzeń (wliczając posiłki i sposób ubierania się!) – można upchnąć w 20 minutach. Tym razem bolało, i nawet nie dlatego, że po pierwszym odcinku spodziewałam się czegoś lepszego – nie spodziewałam się czegoś tak słabego… W dodatku cały ten dramatyzm (okraszony odrobiną SD, która w niczym już nie pomaga, wręcz przeciwnie) jest tak sztuczny, że miałam nawet wrażenie, że zniechęceni nim aktorzy nie przykładali się do ról; zwłaszcza dotyczy to Schaal. Już więcej autentyczności miała w sobie ta nieszczęsna smętna muzyka, gdyby tylko słuchać jej bez wizji…

Grafika i animacja taka sobie, mam zresztą wrażenie, że się pogorszyła, tracąc na szczegółowości i dokładności, a zyskując na sztuczności, ale to było nic w obliczu całości seansu. Na domiar złego, zarówno w openingu (chrońcie uszy!), jak i w zapowiedzi kolejnego odcinka pojawia się nie tylko potwornie (naprawdę, to wymaga kręgosłupa z tytanu i kobiecie należy współczuć) cycata blond agentka, ale i białowłosa lolitka z wyrazem twarzy na Tanyę von Degurechaff; być może jest po stronie antagonistów, ale szczerze mówiąc, zupełnie mnie to przestało interesować.

Leave a comment for: "Katsute Kami Datta Kemono-tachi e – odcinek 2"