Katsute Kami Datta Kemono-tachi e – odcinek 3

Oookeeeeej… W tym przypadku zasada trzech odcinków powinna być jak najbardziej miarodajna, więc czwarty każdy ogląda na własne ryzyko. Po dwóch wprowadzających ten trzeci wpada najwyraźniej w schemat „Inkarnata tygodnia”, co potwierdza też zapowiedź kolejnego odcinka. Mamy zatem do czynienia z „Minotaurem”, czyli żołnierzem, który po wojnie wrócił w rodzinne strony, a jego szaleństwo objawiło się tym, że przekonany o wciąż trwającym zagrożeniu, budował bez końca coraz potężniejszą fortecę (sam, własnymi pazurzastymi łapami), pozbawiając przy okazji sąsiadów dachów nad głową.

Jak się potem okazało, tę obsesję napędzał strach przed śmiercią, i to chyba jedyny wątek w odcinku, który mogę uznać za prawdopodobny psychologicznie. Reszta, cóż. Sprowadza się do tego, że Schaal, mimo że teoretycznie nie może Hankowi wybaczyć zabicia ojca, upiera się wszędzie za nim podążać, także na pole walki, „żeby zrozumieć, dlaczego to zrobił”. Poza tym traktuje go jak towarzysza, to znaczy okazuje zaniepokojenie o niego, zarówno z powodu złego snu o Elaine, jak i ewentualnych obrażeń odniesionych w walce z bykowatym. Ostatnia ważna postać w odcinku to Liza, owa nieszczęsna agentka, z którą Hank najwyraźniej współpracuje (to w sumie też pewien plus, bo myślałam, że działa sam). Ta z kolei, kierując się nieodgadnioną dla mnie logiką, wbrew jego prośbie, by zabrać Schaal z najeżonej pułapkami i kościotrupami twierdzy, wpuszcza ją do środka i pozwala jej obejrzeć walkę dwóch bestii. Przy okazji Hank transformuje się w pełni i dowiadujemy się, że może to robić tylko w nocy, ponieważ jest… wilkołakiem! No kto by się domyślił…

Krótkie to streszczenie, wiem, ale serio nie ma się co bardziej rozwodzić. Słabe to jest po prostu i mało wiarygodne nawet jak na zwykłego akcyjniaka, od którego przecież dużo się nie wymaga. I o ile dałoby się to pewnie przeżyć w odniesieniu do fabuły, zawieszając pewne kwestie na kołku, jak to w bajce bywa, o tyle papierowe postaci są tak nieprzekonujące w swoich emocjach, że nawet mnie nie irytują, a nużą. A przecież zabijanie przez Hanka byłych kamratów MA w sobie dobry dramatyczny potencjał! Tu niestety zmarnowany, obecny jedynie w króciutkich przebłyskach. Nie spodziewałabym się też, że to napiszę, ale w tym przypadku wstawki SD naprawdę stanowią gwóźdź do trumny, tak bardzo nie pasują do mhrocznego klimatu… Pasuje za to aż za dobrze muzyka – powiedziałabym, że ktoś się do niej, w przeciwieństwie do reszty ekipy, porządnie przyłożył, i właściwie to efekt się marnuje, a raczej podkreśla jeszcze sztuczność całości. Posłuchałabym jej osobno, żeby się przekonać, jak wypada. Graficznie wreszcie dominuje ciemna, bura kolorystyka, komputerowe budynki i wnętrza, nie brakuje też deformacji sylwetek i twarzy; niewiarygodne balony Lizy, dwusekundowa scena z Schaal pod prysznicem czy nagi tors Hanka nikomu chyba tego nie wynagrodzą… A prawda, jeszcze była walka Minotaura z Wilkołakiem, coś dla spragnionych szybkiej, efektownej akcji i krwi. Jak lubię te elementy, wrażenie zrobiła na mnie żadne. O wątpliwej urodzie serii świadczą zrzutki; nie bardzo mam co wybrać na główną.

Po piosence końcowej mamy jeszcze dwie niepowiązane ze sobą sceny, jedną ze złowieszczym Cainem i ową lolitką w trupiozielonym świetle, drugą ze specjalnym oddziałem do walki z Bestiami w pełnej glorii (jego nazwa, a wszystkie nazwy są tu ewidentnie „znaczące”, haha, wyrwała mi z gardła głośne prychnięcie), który pewnie jeszcze bardziej skomplikuje Hankowi życie – jakby już nie miał dość kłopotów. Ale ja się tego raczej nie dowiem. Właściwie sama trochę żałuję, bo założenia serii, a przynajmniej jej setting, wydawały się ciekawe i pierwszy odcinek wypadł w miarę przyzwoicie, ale teraz pasuję i raczej nie będę tego nikomu polecać – są lepsze tytuły w tym sezonie.

Leave a comment for: "Katsute Kami Datta Kemono-tachi e – odcinek 3"