Maou-sama, Retry! – odcinek 1

Piętnaście lat temu nasz bohater, Akira Oono, stworzył Infinity Game – grę, która właśnie o północy kończy swój żywot, bowiem właściciel (czyli protagonista) zamyka serwer. Coś jednak idzie nie tak – w momencie wybicia dwunastej zostaje przeniesiony… gdzieś? I budzi się w ciele postaci, którą stworzył, Władcy Demonów, Hakuto Kunaia. Z głosem jak po przepiciu i we wdzianku mafioza.

 

Nie ma jednak czasu na zastanawianie się, bowiem musi ratować się z opałów – z krzaków wychodzi dziewczę, na oko dzieciakowate bardzo, a za nim pojawia się demon, któremu, jak się okazuje potem, zostało złożone w ofierze. Kunai po chwilowej dezorientacji wysyła demona w kosmos, po czym zaczyna się część informacyjna – gdzie jestem, co tu robię, kim ty jesteś, co z tymi uprawnieniami admina?! Oraz ku swemu zaskoczeniu zostaje ochrzczony mianem Maou-sama, czyli Władcą Demonów.

 

Jak się szybko okazuje, jego przybycie do tego świata nie było przypadkowe – wezwała go grupka wariatów, która sobie zażyczyła, by przybył tu Władca Ciemności (a w domyśle, niech zgadnę, żeby zrobił porządek z władzą ze Świętego Miasta). W każdym razie bohater szybciutko otrzymuje tajemniczy pierścionek z czachą, który uważa za obciachowy, a który jak się okazuje gada i jest złośliwy, po czym pali wiochę. I udaje się razem z panienką do miasta, żeby… no nie wiadomo, zrobić porządek? Bo na pewno musi napukać sobie punkcików, jak to w grze…

 

Hym. Z pozytywów – bohater jest pełnoletni, rozgryza sytuację z poziomu admina, wykorzystuje zdolności i planuje. Z negatywów – nie wiem, komu wpadło do głowy, że skoro bohater ma 45 lat, to jego głos musi brzmieć, jakby gościu warczał, a nie mówił. Sprawa kolejna – dziewczynka z tragiczną przeszłością, jak na razie przydatna tylko jako źródło informacji. No i świat, który wygląda jak typowy świat fantasy, ale i po ciuchach bohatera i po przebitkach z openingu i endingu widać, że się jakieś cyberpunki tam szlajają, czy inna rewolucja technologiczna. Tak po prawdzie to to, a nie bohaterowie, budzi moje lekkie zaciekawienie, ponieważ jest powiedziane, że świat stworzony przez Akirę nie jest miły i sympatyczny. Pod względem graficznym słabiutko – krzywe i płaskie postacie i ubogie tła na razie nie wzbudzają zachwytu, choć były ze dwie sceny, gdzie można było oko zawiesić (jedna miała powiewający płaszczyk). Ostrożnie potycam te trzy odcinki, ale jeśli się nie zbierze do kupy, to marnie to widzę.

 

Leave a comment for: "Maou-sama, Retry! – odcinek 1"