Re:Stage! Dream Days – odcinek 1

Mana Shikimiya właśnie przeniosła się do nowej szkoły – gimnazjum będącego oddziałem Akademii Marehoshi, zlokalizowanym w Takao. Jak dowiaduje się już pierwszego dnia, wszystkie uczennice mają obowiązek należeć do jakiegoś klubu. Zgodnie ze szkolną tradycją wiceprzewodnicząca szkolnego samorządu prezentuje bohaterce nie tylko sam budynek, ale także kluby. Sportowe nie budzą zaciekawienia Many, zaś wśród kulturalnych nic nie przykuwa jej szczególnej uwagi… Aż do chwili, gdy samodzielnie już zwiedzając klubowy budynek, trafia w jego zakamarku na coś nietypowego. Klub Lirycznej Tradycji Tanecznej, którego oryginalna nazwa, Yobuyo-bu, jest pomysłową grą słów (tu chciałam wstawić nawiązanie do pięknego języka rosyjskiego, ale uznałam je za zbyt niestosowne), składa się aktualnie z dwóch osób i jest na granicy rozwiązania. Chociaż jego przewodnicząca, Mizuka Ichikishima, jest skłonna uciec się do dowolnego podstępu, by skłonić Manę do podpisania zgłoszenia członkostwa, Sayu Tsukisaka podchodzi do sprawy bardziej zasadniczo. Jak się okazuje – kto by się spodziewał – jej celem jest kariera idolki, zaś klub zajmuje się idolkowaniem (no nie wiem, jak to lepiej nazwać). Okazuje się, że Mana posiada wyraźny talent… i że zdecydowanie nie zamierza zostawać idolką, co może mieć coś wspólnego z tym, że superpopularną idolką jest w tym momencie jej starsza siostra.

Nowa szkoła, niepopularny klub na granicy rozwiązania, w perspektywie ogólnokrajowy konkurs… Wszystkie punkty z listy odhaczone. Jedynym niewielkim odstępstwem od normy jest to, że bohaterka, zamiast motorem napędowym, jest tą niezdecydowaną, którą trzeba przekonać do kariery scenicznej. Nie, żeby to przekonywanie trwało długo, biorąc pod uwagę, że Mana powraca do klubu już w ostatniej scenie pierwszego odcinka… W tle przewijają się pozostałe członkinie zademonstrowanej w endingu grupy, jak zwykle obdarzone jedną cechą wyróżniającą na głowę, żeby było kolorowo i się nie myliło. Teoretycznie bohaterki są trochę młodsze niż zwykle, bo to gimnazjum, a nie liceum, ale powiedziałabym, że wyglądają i zachowują się także zupełnie sztampowo. Fani gatunku z pewnością nie znajdą tu niczego, co mogłoby go choć trochę odświeżyć (acz to gatunek, w którym o świeżość inną niż świeże mięso sceniczne, bardzo trudno).

Pod względem wizualnym jest bardzo cienko – odcinek otwierają sekwencje plenerowe z wyjątkowo marnie wklejonymi postaciami ludzkimi, a szkoła jest podejrzanie pusta z wyjątkiem miejsc, które można opękać nieruchomą planszą. Jedynym porządnie zrobionym fragmentem jest taniec najpierw Sayu, a potem Sayu i Many… Ale tu ujawnia się drugi problem, czyli udźwiękowienie. Mamy tu dwie piosenki. Ta w wykonaniu zespołu Stella Maris na początku odcinka jest typowo idolkowa, ale za żadne skarby nie chce brzmieć, jakby śpiewały ją gimnazjalistki. Natomiast ta w wykonaniu wyżej wspomnianej dwójki bohaterek… Nawet nie próbuje brzmieć jak śpiewana przez (niechby i muzykalne) amatorki do gotowego podkładu muzycznego – jest z nim zrośnięta, słychać, że nagrywana w studio i przez profesjonalistki, z pełną muzyczną postprodukcją.

Muszę chyba powtórzyć to, co napisałam w zajawce – jako że to jedyna propozycja idolkowa na lato, może znajdą się fani gatunku, którzy potraktują ten tytuł jak serię „na raz”, ale nie sądzę, żeby wzbudziła zainteresowanie kogokolwiek innego.

Leave a comment for: "Re:Stage! Dream Days – odcinek 1"