Africa Salaryman – odcinek 2

Drugi odcinek o afrykańskich korposzczurach wypadł odrobinę lepiej niż pierwszy, ale tylko dlatego, że tym razem mocno ograniczono żarty fizjologiczno-seksualne. Ponownie zaserwowano zlepek w zamierzeniu śmiesznych scenek z życia pracowników dużej korporacji i ponownie niewiele z nich nawiązywało do pracy. Była więc rozmowa o diecie, a także dywagacje na temat spożytkowania gorącej wody w wannie (zupa z tukana wcale nie brzmi źle) oraz wizyta w dżungli w poszukiwaniu mokele-mbembe, czyli legendarnego stworzenia, które podobno mieszka w pobliżu wody (na zlecenie szefa). Poszukiwania nie należą do zbyt intensywnych, ale bohaterom udaje się spotkać kappę i czupakabrę…

Nadal mam poważne wątpliwości, co do celowości powstania tego anime – ktoś przegrał zakład i to jego kara, czy jak? Ani to śmieszne, ani ciekawe, ani ładne. Bohaterów da się opisać dwoma przymiotnikami, a ich zachowania są do bólu przewidywalne, co sprawia, że wiemy co zrobi lub powie postać, zanim się to wydarzy. Jedynym jasnym punkcikiem w bardzo długim i ciemnym tunelu okazał się szef naszej trójki, czyli leciwy żółw. Jego monolog na temat noszonego na głowie pliku banknotów oraz warunki delegacji sprawiły, że przynajmniej raz się uśmiechnęłam. Nie zmienia to jednak faktu, że już nie mogę doczekać się trzeciego odcinka i możliwości rzucenia tego w diabły.

Tak naprawdę jedynymi profesjonalistami, biorącymi udział w tym wątpliwym przedsięwzięciu są seiyuu. Nawet jeżeli zmuszono ich do pracy szantażem lub za karę (przegrany zakład i te sprawy), wywiązują się ze swoich obowiązków doskonale. Niestety nie można tego samego napisać o ekipie produkcyjnej, z grafikami na czele. Warstwa wizualna jest paskudna, a komputerowe wstawki przypominają efekty sprzed ponad dwudziestu lat. Ruchy postaci są zupełnie przypadkowe i nienaturalne, zupełnie nie pokrywają się z dialogami – na przykład bohaterowie bezładnie machają rękami, tak jakby chcieli wykonać jakąś czynność, ale nic z tego nie wychodzi. Gdyby nie dialogi, można by uznać ich ruchy za jakiś szamański taniec. Plumkania w tle muzyką za bardzo nazwać się da, a czołówkę i ending przewijam, co by szybciej uporać się z odcinkiem.

Podsumowując, nędza i rozpacz. Dałoby się to strawić tylko i wyłącznie w formie miniatury z góra pięciominutowymi odcinkami, a tak mamy coś dla masochistów…

Leave a comment for: "Africa Salaryman – odcinek 2"