Ahiru no Sora – odcinek 1

Przed nami opowieść o Sorze Kurumatanim – niskim i pełnym dobrych chęci miłośniku koszykówki, który gotów jest postawić się całemu światu, byle tylko dopiąć swego. Jego nazbyt szczery i uparty sposób bycia sprawia, że często pakuje się w kłopoty. Najpierw, kiedy nie chce oddać pieniędzy bandzie lokalnych „karków”, przez co solidnie obrywa. Potem, gdy naraża się licealnej drużynie koszykówki, do której właśnie się zapisał. Chociaż określenie „drużyna koszykówki” to spora przesada – pierwszy dzień w nowej szkole uświadamia Sorze, że trafił do miejsca, gdzie rządzą chuligani, określający się mianem „drużyny” dla świętego spokoju (szkoła wymaga, by każdy uczeń należał do jakiegoś klubu lub kółka zainteresowań). Jego romantyczna wizja popołudniowych treningów z bandą podobnych zapaleńców rozsypuje się w proch, a gdyby nie pomoc poznanego przypadkiem wielkoluda z drugiej klasy, i ze zdrowiem byłoby krucho… Uparte to jednak stworzenie, więc proponuje niedoszłym kolegom układ – jeśli wygra z nimi w kosza, będzie mógł trenować, a jeśli nie, porzuci marzenia o szkolnej drużynie…

Tak, w niedużym uproszczeniu wygląda fabuła pierwszego odcinka Ahiru no Sora. I chociaż chuligańskie dekoracje na początku lekko przysłaniają sportówkowe schematy, nie mam najmniejszych wątpliwości, że seria wkrótce ruszy utartym szlakiem. Mamy już narwanego, ale posiadającego jakieś umiejętności protagonistę i bandę tępych osiłków, którzy nie mają ochoty robić nic. Jednak rzut oka na czołówkę i ending wystarczy, by dostrzec, że panowie wkrótce zmienią zdanie. Gdzieś w tle pałętają się smutna przeszłość głównego bohatera i stadko ładnych koleżanek, które zapewne w ten czy inny sposób będą wspierać problematycznych koszykarzy.

Cóż, tendencyjne to to, ale brak stada umięśnionych biszy i chwilowo niewielkie pokłady „ganbaryzmu” sprawiają, że człowiek ma ochotę zobaczyć, jak potoczą się losy tej nietypowej zgrai licealistów. Na razie dostaliśmy niezłą mieszankę komedii i klasycznej sportówki, doprawione szczyptą dramatyzmu. Bohaterowie wydają mi się przygłupi, może poza kapitanem żeńskiej drużyny, Madoką, ale sympatyczni. Jedyny większy problem mam z grafiką, która jest zwyczajnie brzydka. Nie wynika to bynajmniej z mangowego pierwowzoru – widać, że rysownicy nie radzą sobie z projektami postaci, które chwilami są upiornie krzywe, a całą resztę traktują po macoszemu. A to dopiero pierwszy odcinek, strach się bać, co będzie dalej…

Ot, kolejna seria sportowa – schematyczna i niezbyt efektowna technicznie, ale mająca w sobie coś sympatycznego. Nie spodziewam się cudów, to raczej powtórka z rozrywki, tyle że w wersji „ciosanej”.

Leave a comment for: "Ahiru no Sora – odcinek 1"