Chuubyou Gekihatsu Boy – odcinek 1

W zapowiedzi sezonu Tablis wykazał się średnim optymizmem względem tej serii, no bo nie dość, że reverse harem z dziwnym pomysłem fabularnym, to jeszcze na bazie vocaloidowej piosenki. Tymczasem pierwszy odcinek udowadnia, że w tym szaleństwie jest metoda i nikt nie ma zamiaru traktować serio zarówno bohaterów, jak i fabuły. Dzięki Bogu!

Mizuki Hijiri właśnie zmieniła szkołę i jak większość dziewcząt w jej wieku marzy o spokojnym licealnym życiu, wiedzionym wspólnie z grupką przyjaciół. Ale już kilka pierwszych sekund w klasie udowadnia, że nie będzie to łatwe, ponieważ jej pojawienie się zwróciło uwagę dwóch klasowych oszołomów – niejakiego Nody, który ma zdecydowanie za dużo energii i jest przekonany o tym, że został obdarzony supermocami, oraz przystojnego Takashimy, miłego, ale zainteresowanego tylko narysowanymi paniami… Przy czym, Noda jest najgorszy, ponieważ uparł się, że Mizuki też koniecznie musi zostać superbohaterką (w końcu ma moce, o których jeszcze nie wie). Cóż, bohaterka wyczuwa gromadzące się czarne chmury i ma świadomość, że jeżeli czegoś z nimi nie zrobi, to jej licealną sielankę szlag trafi. Koleżanka z klasy radzi jej udać się po pomoc do dziwnego klubu, który pomaga innym, co też Hijiri czyni… Na miejscu okazuje się, że jego członkami są właśnie kłopotliwi koledzy plus dwa inne indywidua, również kwalifikujące się do czubków. Ucieczka nie wchodzi w grę, gdyż panowie już wzięli Mizuki na celownik i zdecydowanie nie odpuszczą…

Niby nic, a cieszy. Pomysły chłopców są cudownie od czapy – mamy samozwańczego superbohatera, amanta-otaku i nieślubne dziecko anioła i demona (w poprzednim życiu) oraz chodzącą wredotę, która jeszcze nie ujawniła swoich problemów psychicznych. Jakby tego było mało, twórcy mieszają w głowie widzowi, że z tymi supermocami coś może być na rzeczy. Zaś w samym środku tego radosnego bajzlu stoi Mizuki Hijiri, dla odmiany bohaterka obdarzona charakterem, która trafnie i odpowiednio złośliwie komentuje szaloną rzeczywistość, jaka stała się jej udziałem. Podczas seansu od razu  skojarzyła mi się z księżniczką Ani z Dame X Prince Anime Caravan, a to jak najbardziej pozytywne skojarzenie. W ogóle serie mają ze sobą wiele wspólnego, przede wszystkim dlatego, że (przynajmniej na razie) w widowiskowy sposób wyśmiewają schematy obecne w reverse haremach. Gag goni tu gag, a bohaterowie ciągną ten wóz z żartami bez śladów zmęczenia.

I powiem tak, miałam dzisiaj bardzo ciężki dzień – psychicznie wyczerpujący i sprawiający, że człowiekowi odechciewa się wszystkiego. Chuubyou Gekihatsu Boy okazało się idealną odtrutką na parszywy nastrój. Uśmiałam się jak norka, scena z flamingiem będzie mnie długo prześladować i w ogóle zachęcam, żeby dać tej serii szansę. Na razie komedia pierwsza klasa. Oby tak dalej!

Leave a comment for: "Chuubyou Gekihatsu Boy – odcinek 1"