Hataage! Kemono Michi – odcinek 2

Nie było tak źle, jak mogłoby być (trochę się obawiałam ciągu dalszego dwuznacznych gagów), tylko trochę… nudno. Na początku Genzo w tej samej gospodzie co tydzień temu tłumaczy Shigure, że podstawą wszystkiego jest miłość do zwierząt i że zamierza założyć sklep z oswojonymi bestiami, żeby ową miłość szerzyć wśród ludzi. Między tymi wierszami ręcznie wybija łowcom z głowy nazywanie go „zabójcą bestii” (fama już się rozeszła). Że wygląda to na niezłe źródło zarobku (nagroda od gildii plus zysk ze sprzedaży), Shigure chętnie przystaje. Na pierwszy ogień… dosłownie… idzie salamandra, potem wojownicze małpy i jeszcze przed połową odcinka nasza parka ma tyle dzikich niegdyś bestii pod opieką, że trzeba się zacząć martwić o dach nad głową i paszę dla nich. Co oczywiście oznacza kolejne zlecenie.

Tym razem będzie to siedlisko orków kradnących ludziom plony. Nie budzą one wielkiego entuzjazmu Genzo, bo nie są ślicznymi zwierzakami, tylko paskudnymi humanoidami, ale i na nie znajdzie się sposób – w końcu jest się tym zawodowym wrestlerem, nie? Walka z niezwykle elegancko wysławiającym się królem orków – mnóstwo maczyzmu, ciosów, rozprysków śliny itd., w końcu popisowy chwyt (owszem, sprawdziłam odpowiednie hasło w wiki, ale poddałam się na widok tej długaśnej listy, zakończonej „ruchami magicznymi”) – i oto zieloni są spacyfikowani, a ich nowym królem jest Genzo. Za kasę z nagrody można już kupić miejsce pod przyszły sklep, ze stodołą. Szkoda tylko, że na bank, z którego trzeba pożyczyć fundusze, nie działają żadne ze sprawdzonych metod: ani miłość, ani pięści. Trzeba dalej zbierać na wkład własny.

W tle przewija się krótko poznana wcześniej bandycka parka, czyli dziewczyna z nekomimi i straumatyzowany przez miłość Genzo wilk, oraz dziewczę, które wydaje się mieć w genach coś wspólnego ze smokami (prawdopodobnie), a poza tym uciekło z arystokratycznego i mrocznego zamku, żeby skosztować dobrego ludzkiego jedzenia (być może ludziny). Pewnie zobaczymy za tydzień, co z niej za jedna.


No krótko, wiem, ale serio tyle się tam działo. Było jeszcze parę niby zabawnych scenek, ale czy ja wiem, czy one faktycznie takie zabawne? Wbijanie gości w ścianę i zakochiwanie się w kolejnych przedstawicielach fauny ze strony Genzo, minki i komentarze ze strony Shigure, humor oparty na sprzeczności cech wyglądu i zachowania… Ciągle to samo. Aczkolwiek jeden zdecydowany pozytyw widzę, i nawet ożywia mnie podczas seansu zastanawianie się, dlaczego ta bajka ma takie ładne i dopracowane tła, zwłaszcza krajobrazy. Wręcz się tu marnują, zupełnie jak wdzięki Shigure, skądinąd śliczne w blasku księżyca.

Leave a comment for: "Hataage! Kemono Michi – odcinek 2"