Honzuki no Gekokujou – odcinek 2

Mariażu isekaja z okruchami życia to się w sumie nie spodziewałam, a na coś takiego zaczyna mi to patrzyć, tak w treści, jak w tempie. Myne (a raczej Main) nadal obraca w głowie obsesyjną myśl o zrobieniu książki, ale siermiężna rzeczywistość zbytnio skrzeczy. Za to udaje jej się zrobić domowym sposobem szampon na swędzącą nieznośnie głowę – wiadomo, higiena w czasach przednowoczesnych –  a w efekcie obie, ona i jej siostra Turi, zostają skomplementowane przez znajomych chłopców. Rzecz ma miejsce podczas wyprawy dziewczynek do pracy ojca, strażnika przy miejskiej bramie, który zapomniał obiadu, a słabowita Main łapie się znów na przejażdżkę na barana i romantyczne wrażenia przy okazji.

W strażnicy czekają ją jednak jeszcze większe emocje, bo jest tam w użyciu pergamin! Niestety, też poza możliwościami sakiewki biednego strażnika, choćby i kapitana, ale za to jego podwładny obiecuje Main swoją starą tabliczkę do pisania. No i pasowałoby się jeszcze nauczyć pisać po ichniemu… Tymczasem idzie jesień i trzeba zbierać zapasy na zimę. W ramach tegoż cała rodzina udaje się na wieś wziąć udział w święcie związanym ze świniobiciem. No nie da się ukryć, że wymaga to ubicia świni, a w efekcie Main znowu mdleje z wrażenia i trafia pod opiekę miłego podwładnego swojego ojca. Obiecana tabliczka (nie umiem zgadnąć z czego) i kreda zapewniają jej najlepsze chwile od momentu reinkarnacji, ale cały ten wysiłek i ekscytacja kończą się znowu gorączką. Przechlapane ma dziewczyna pod każdym względem – chociaż wpadła na pomysł samodzielnego zrobienia czegoś na kształt papirusu, to z tego wszystkiego wyleciał jej z głowy…

Gdybym miała bajce coś zarzucić, to chyba dość powolne tempo – ale biorąc pod uwagę własne zestresowanie nadmiarem zajęć i konieczność pośpiechu z zajawką, które subiektywnie wydłużają seans, chyba tego nie zrobię. Nie do końca przekonało mnie też niezbyt logiczne zaciągnięcie Main przez Turi do strażnicy przy bramie, bo skoro taka słabowita, to powinna zostać w domu. No ale musiała się tam widocznie znaleźć, żeby można było popchnąć fabułę do przodu. Zresztą ten wynaleziony przez nią szampon też chyba będzie miał znaczenie. Póki co, jakoś się to wszystko klei, chociaż trochę kleju wyłazi po bokach, ale nie bądźmy drobiazgowi.

Grafika nie uległa zmianie, to znaczy nadal przyjemnie się na to patrzy, a niektóre kadry z krajobrazami są śliczne. Sporo jest myślowego teatrzyku Main – ma wszak o czym myśleć i to nie tylko o książkach, co jest dużym plusem do prawdopodobieństwa psychologicznego – więc element humorystyczny też daje radę. Nie porwała mnie co prawda ta animka i raczej nie porwie, bo jest na to za spokojna, ale może za to zdołam docenić kreatywność bohaterki – naprawdę interesuje mnie, jak w tych warunkach wytworzy taką zdobycz cywilizacji jak książka.

Leave a comment for: "Honzuki no Gekokujou – odcinek 2"