Kabukicho Sherlock – odcinek 2

Watson, który w poprzednim odcinku znokautował Szerloka jego własnym samochodem, odpracowuje swoje winy w postaci opieki na detektywem. Znaczy sprząta, gotuje, prasuje i wysłuchuje. Przez panią Hudson zostaje też poinformowany, jakiego typu zlecenia są przyjmowane przez mieszkających tu detektywów, oraz poznaje pozostałych mieszkańców, m.in. rodzeństwo Morstan – Mary i Lucy.

 

Kolejną sprawę zleca detektywom kwiaciarka – okazuje się, że ktoś jej narobił nadziei na zostanie idolką, a potem wystawił do wiatru. Po przybyciu na przesłuchanie nie było ani agencji, ani tym bardziej osobnika, który ją wstępnie zakwalifikował, a ona tak bardzo chce zostać gwiazdą… Zlecenie zostaje przyjęte przez Szerloka oraz przez siostry i jednego z pozostałych detektywów, który nota bene jest stałym klientem kwiaciarni. Watson natomiast zostaje w mieszkaniu z listą rzeczy „do zrobienia” i surowym nakazem niewpuszczania nikogo do środka.

 

Szerlok w przebraniu udaje się do kwiaciarni i tam odkrywa, że asystentka, która zastępuje właścicielkę, nie ma pojęcia o kwiatach, a po drugiej stronie muru jest lombard. Niestety, zauważa też, że śledzą go Morstanki, a to znaczy, że Watson zawiódł… Po czym następuje scena cięcia rzeczonego doktorka przez wkurzonego detektywa oraz wyrzucenie go na zbity pysk. Poniekąd.

 

Załamany doktor zostaje „uratowany” przez Jamesa (Moriarty’ego) przez miejscowymi złodziejaszkami – Kabukicho Irregulars. Ten wyjawia mu, gdzie i co się będzie działo (w końcu to genialny dzieciak, nie?), dzięki czemu Watsonowi udaje  się uratować Szerloka przed niebezpieczeństwem, i częściowo wrócić do łask.

Drugi odcinek zdecydowanie wygląda normalniej niż pierwszy, choć może to tylko moje wrażenie ze względu na znajomość „materiału źródłowego”, czyli opowiadania, na podstawie którego powstał scenariusz. Dla wiedzących bowiem, która to historia, widać wyraźnie rzucane podpowiedzi typu „w telewizji mówią o kradzieży złota”, „szukamy właśnie takich osób z taką cechą jak masz” czy głośna muzyka w pustym sklepie i odgłosy z piwnicy… Nie zmienia to jednak faktu, że osobom niemającym zielonego pojęcia, o co chodzi, trudno ogarnąć akcję Szerloka, zwłaszcza jeśli jest przerywana scenkami z Morstenkami i Watsonem. Znów mamy też scenę „kulminacyjną”, w której Szerlok wyjaśnia maluczkim, o co chodzi… absolutnie nie na miejscu i absolutnie w niewłaściwym czasie. Niestety prawdopodobnie będzie to stałym punktem programu – pozwala doskonale oszczędzić na animacji przynajmniej trzy minuty.

Uczucia mam chwilowo ambiwalentne – po drugim odcinku widać, że to coś próbuje być powiastką detektywistyczną z lekkim humorem (sic!), i tu jest problem, że „próbuje”. Bowiem chwilowo proporcje są bardzo nierówne, z niekorzyścią dla części detektywistycznej, która w sumie zajmuje mniej niż połowę odcinka – jeśli ta tendencja się utrzyma, to nie wróży dobrze na przyszłość fabule.

Leave a comment for: "Kabukicho Sherlock – odcinek 2"