Shinchou Yuusha – odcinek 2

Zastanawiałam się, czy drugi odcinek nie zamiecie jakoś całego zagrożenia pod dywan (na zasadzie „cudem uniknąwszy śmierci, nasz bohater…”), ale zostałam przyjemnie zaskoczona. Seiya, jak na ostrożnego bohatera przystało, miał przygotowany plan odwrotu na z góry upatrzone pozycje, czyli do Krainy Bogów. W celu, oczywiście, dalszego trenowania i podciągnięcia statystyk. Chwali się też, że Chaos Machina nie postanowiła w związku z tym wracać, gdzie władca demonów mówi dobranoc, tylko podjęła próbę wywabienia opornego bohatera z ukrycia w sposób tyleż prosty, co skuteczny. Czyli wzięła na zakładników mieszkańców miasta i obiecała, że będzie ich mordować w określonych interwałach czasowych. Oczywiście czas w Krainie Bogów płynie inaczej niż w światach śmiertelników, no ale bez przesady… Seiya ulega w końcu namowom Ristarte i postanawia stawić czoło zagrożeniu, które, jak się okazuje, także jest zaskakująco dobrze przygotowane.

Fabuła tego odcinka była skonstruowana całkiem logicznie, do tego stopnia, że trudno nie zauważyć w niej parodii popularnych schematów działania zarówno bohaterów, jak i złoczyńców. Nie zmienia to jednak faktu, że wydawała się trochę szarpana, nie tyle z powodu przeskoków między sielanką Krainy Bogów a mroczną rzeczywistością Gaebrande, ale ze względu na przeciągające się potyczki słowne pomiędzy Seiyą a Ristarte. Mam wrażenie, że to ten kawałek light novel, który stosunkowo najgorzej zniósł translację na język anime – owszem, są zabawne, ale już teraz stają się odrobinę powtarzalne. Za to samej walce, mimo jej oczywistej skrótowości, nie mam wiele do zarzucenia, ponieważ zarówno odczytywanie statystyk, jak i zapowiadanie z pompą swoich ataków należy do klasyki gatunku i da się złożyć na karb parodiowanej konwencji.

Podoba mi się natomiast kreacja obojga głównych bohaterów. Jest pewną sztuką skonstruować tego rodzaju postacie tak, żeby były komiczne, ale nie żałosne, a także nie sprawić przypadkiem, że staną się skrajnie antypatyczne. Tymczasem, o dziwo, Seiya sprawia wrażenie człowieka dość przyzwoitego, acz nieludzko pragmatycznego (o ostrożności nawet nie wspominając) – nie tyle męskiej tsundere, ile kogoś po prostu nie zawracającego sobie głowy wylewnym okazywaniem uczuć. Ristarte porównywana jest już przez fanów do Aquy z KonoSuba, ale to porównanie dość powierzchowne. Owszem, brakuje jej kompetencji, ale wydaje się raczej zbyt pewnym siebie żółtodziobem w boskim fachu niż bezdennie głupią karierowiczką o ugruntowanej pozycji.

W tym momencie wydaje się, że praktycznie na pewno będziemy mieć do czynienia z komedią nadającą się do oglądania – ale pytanie, czy tylko tyle, czy może coś więcej? Cały czas mam wrażenie, że fabuła zamiast wystartować z kopyta, drepce w miejscu, wymachuje ogonem i przygląda się podejrzliwie bieżni. Jakaś taka… zbyt ostrożna, czy co?

Leave a comment for: "Shinchou Yuusha – odcinek 2"