Shinchou Yuusha – odcinek 3

Studio z ostrożności zapowiedziało przerwę dwutygodniową, ale Ostrożny Bohater powrócił przed czasem i oczywiście udał się natychmiast na trening. Odcinek zastaje go w Krainie Bogów, zaś gdy Rista popija herbatkę w towarzystwie boskiej koleżanki po fachu, Arii, Seiya konstatuje straszliwy fakt: obecne metody treningu przestały nabijać mu punkty doświadczenia. Czyli co, czas poekspić na potworach? O tym oczywiście mowy nie ma, zatem Aria i Rista zwracają się do Boskiego Wojownika Cerceusa z prośbą, by zajął się treningiem Seiyi. Cerceus nie odmawia, uprzedza jednak, że ktoś tu najdalej za kilka dni ucieknie z płaczem. I cóż, jak się okazuje – nie myli się.

Riste zostaje wezwana przed oblicze Ishtar, odświeżająco nie-fanserwiśnej seniorki Boskiej Krainy, gdzie dowiaduje się, że wraz z Seiyą ma jak najszybciej powrócić do przydzielonego im świata, by ratować miasto zagrożone inwazją nieumarłych. Bonus jest taki, że w mieście mają na nich czekać, poinformowani już o celu misji, nowi towarzysze. Do spotkania zaiste dochodzi, a przy okazji do pokonania pierwszego nieumarłego w stylu charakterystycznym dla tytułowego bohatera tej opowieści. Co ważniejsze, poznajemy przy tej okazji Masha i Elulu. Wprawdzie nie są jeszcze zbyt doświadczeni, ale w ich żyłach płynie krew smoków, więc z pewnością okażą się przydatni… Może nawet jeszcze w tym stuleciu.

Walory wizualne pozostają na dotychczasowym poziomie, czyli prawdę mówiąc, są mocno przeciętne, co widać nawet w pejzażach oraz gładkich, pozbawionych jakichkolwiek detali i faktury budowlach. Ważniejsze jest jednak, jak Shinchou Yuusha wypada pod względem zawartości treści komediowych i tu powiedziałabym, że może jeszcze nie jestem rozczarowana, ale pomału robię się sceptyczna. Odcinek trzeci miał bowiem podobne problemy jak drugi – przede wszystkim nie sprawiał wrażenie uporządkowanego epizodu, tylko zlepka scen pomiędzy czołówką a napisami końcowymi. Co gorsza, część tych scen, w szczególności z treningu u Cerceusa, była nadmiernie przeciągnięta, biorąc pod uwagę, że widzowie mogli się błyskawicznie domyśleć, dokąd to wszystko zmierza. Umówmy się, dialogi nie są tu aż tak błyskotliwe, by dało się nimi zająć uwagę odbiorców przez większą część odcinka. Gagi zaczynają się powtarzać, albo może raczej tracą siłę rażenia, ponieważ poznaliśmy już trochę sposób myślenia Seiyi i umiemy przewidzieć jego zachowanie w danej sytuacji. Jeśli seria szybko nie nabierze tempa, to pozostanie niestety w stanach mocno średnich w swojej klasie.

Z godnych odnotowania rzeczy pojawia się ending, zapewne nieprzypadkiem wyglądający jak (nieco bardziej wydekoltowana) kopia układów tanecznych towarzyszących napisom końcowym w cyklu Precure. Ciekawe, czy jest on jednorazowy, czy też pozostanie już na stałe.

Leave a comment for: "Shinchou Yuusha – odcinek 3"