Stand my Heroes – Piece of Truth – odcinek 1

Och.

Człowiek zaczyna doceniać te kolorowe włosy dopiero jak musi odróżnić jednego animowanego szatyna od drugiego…

Podczas rozmowy przy stole jakichś nieznanych ludzi (pewnie nieważne) dowiadujemy się, że utworzono oto nowy wydział mający zajmować się sprawami związanymi z narkotykami – STAND. Wybrano najlepszych z najlepszych (same bizony), ale to nie wszyscy, trzeba jeszcze dobrać kolejnych – nawet spośród cywili, jeśli tylko mają coś, czego STAND potrzebuje (czyli urodę i dwa różne chromosomy). Doborem ma się zająć Rei Izumi, pani pracująca w wydziale zajmującym się walką z przestępczością narkotykową (takim zwykłym, nie specjalnym jak STAND), z którą oglądająca serię płeć żeńska ma się identyfikować. A, i która jest odporna na narkotyki. Bo tak. Może ma z tym coś wspólnego wypadek z jej dzieciństwa, ale na razie: bo tak.

Bohaterka szybko zgadza się podjąć zadania znalezienia ludzi do nowego wydziału, a to całkiem sporo, jeśli chodzi o niezależną wypowiedź z jej ust, bowiem przez większość czasu jedynie powtarza w formie pytań wypowiedzi bizonów („Idziesz z nami.” – „Idę z wami?”), ewentualnie wyraża zdziwienie całym jednym „och?”.

No więc siedzą przy kolejnym stole i znowu gadają. Bizony patrzą się na nią, coś mówią, ona patrzy się na nie i czasami też mówi, ale głównie robi swoje „och” i przekierowuje uwagę z jednego bizona na drugiego, a my mamy zrobić to za nią. Po czym mamy się patrzeć, jak jedzą torcik. Zbliżenie torciku. Rozmowa na temat torciku. Podobno znany jest. O, wrócili do rozmowy na temat pracy. A nie, to była zmyłka, teraz czas na kawę.

Zaczynają w końcu rozmawiać o tym STAND-zie (dalej przy torciku), robiąc zdziwione miny, powtarzając, jakie to niezwykłe i elitarne, chyba powinniśmy się zapowietrzyć z wrażenia, że oglądamy pracowników tak ważnego wydziału, i ze bohaterka została do niego wybrana. Podczas rozmowy wszyscy są grzeczni, uśmiechnięci (uśmiechają się nawet wtedy, gdy upominają bohaterkę), siedzą wyprostowani, z kawusią w rękach, rozmawiają jak kółko wytwornych i drętwych dam. Do tego sceny są wolne. Twarz. Na twarzy powoli rodzi się jakaś reakcja, np. „E…, ja?”. Ujęcie na podawany z rąk do rąk segregator. Twarz: „och”. Albo zbliżenie na zmrużone wrogo oczy bizona. Albo ciepły uśmiech bizona. A na koniec na całe biuro przy nikłych odgłosach wydawanych przez pracujących tam ludzi. Po co? Po nico.

Jako przeciwwaga do uśmiechniętych i miłych bizonów pojawia się bizon w okularach robiący pogardliwie „Hympf!” oraz siwy bizon, który łapie bohaterkę, kiedy ta prawie upada i krytycznie wypowiada się o jej butach i predyspozycji do pracy. Mamy więc bizony, które trzeba przekabacić na swoją stronę – to jest prawdziwa misja (serio). Tylko że wszystko, co jest w stanie powiedzieć bohaterka, to nadal „och”. Ale uspokajam, nie ma się czym martwić, nawet z takim arsenałem już niedługo nawet najbardziej sfoszone i tsunderowate bizony zapałają do niej cieplejszym uczuciem! Ta część, która jest od początku po stronie bohaterki, prawi jej słodkie słówka, wypowiada się o niej w samych superlatywach, a czasami na zbliżeniach mówi prosto do ekranu, patrząc widzowi w oczy (jeśli ten ma je jeszcze otwarte…). Pod koniec odcinka bohaterka wybiera się na samotną misję przekonania pewnego bogatego bizona do dołączenia do STAND-u. Samotna jest do momentu, w którym się okazuje, że połowa poznanych już bizonów z jakiegoś powodu też jest na tej samej gali na statku. Szybka akcja z łapaniem zamachowca i oto mamy pierwszy sukces: siwy bizon jest nasz, bo zdjęłyśmy szpilki! Tfu! Bohaterka zdjęła szpilki.

Tła są brzydkie i nudne jak cały odcinek. Można powiedzieć, że dawka nudy jest prawie śmiertelna, myślę, że przeżyłam tylko dlatego, bo jednocześnie pisałam tę zajawkę. Nie tylko animacja jest leniwa – jakieś nuty w tle słychać tylko wtedy, gdy bohaterowie są w kawiarni – gdzieś tam brzdąka radio. Czyżby będąca pierwowzorem gra otome też nie miała ścieżki dźwiękowej?

Poza różowym, siwym oraz w okularach, bizony rozpoznawać będę tylko po głosie. Najważniejszy jest chyba ten, któremu podkłada głos tym razem widocznie zmęczony Tomokazu Sugita. W serii jest całe stado znanych seiyuu, ale są oni wyprani z emocji, jakby robili nadgodziny podczas nagrywania tego badziewia.

A, po napisach końcowych jest jeszcze krótka scena.

Leave a comment for: "Stand my Heroes – Piece of Truth – odcinek 1"