ARP Backstage Pass – odcinek 1

Zanim przejdę do sedna, może najpierw wyjaśnię termin ARP. Otóż jest to grupa „złożona z najlepszych japońskich piosenkarzy i tancerzy, którzy mają podbić świat swoimi występami”. Dobra, było sporo anime o takich zespołach i podobnym celu, w tym jednakże przypadku sprawa jest troszkę trudniejsza. Bowiem ARP istnieje naprawdę – czterech przystojnych ikimenów śpiewa, tańczy, rozmawia z publicznością… za pośrednictwem technologi rozszerzonej rzeczywistości (tak to się fachowo nazywa). A dlaczego w ten sposób? A dlatego, że oni de facto nie istnieją. Są tworem wirtualnym, wprawdzie dającym koncerty na żywo (mają kontrakt z wytwórnią AVEX), ale nadal tylko wirtualnym. Co czyni tę produkcję jeszcze bardziej dziwną.

 

Zatem jaki jest cel jej powstania? A taki, że w celu promowania zespołu (i piosenek) postanowiono stworzyć anime dokumentalne pokazujące ich „zza kulis”, z wywiadami z bohaterami i ich przyjaciółmi oraz rekonstrukcją wydarzeń, o których mówią. Dobrze, da się to jakoś przełknąć, jednak w momencie, gdy czwórka komputerowo wygenerowanych osobników przekomarza się między sobą a potem mówi mi, że to anime pokaże, jacy naprawdę są, żebym ich lepiej poznała… odsuwam się dalej od ekranu.

 

Fabuła odcinka jest prosta jak drut i krzyczy: PROMUJEMY ARP i CD! Bohaterów jest czterech: Shinji Kanou (geniusz artystyczny, który zawiódł srodze rodzica), Reiji Hida i Daiya Koumoto (dawniej duet Rebel Cross) oraz Leon Fujiwara, utalentowany tancerz. Każdy z nich w trakcie wywiadu opowiada o tym, jak się dostał do ARP i jak dawniej żył, a następnie wykonuje numer muzyczny. Oczywiście, podane są tytuły każdej piosenki, na końcu jeszcze powtórzone zbiorczo, by widz nie przeoczył czasem… i tyle. Wprawdzie panowie zapowiadają, że w kolejnych odcinkach dowiemy się o nich więcej, ale nie sądzę, by to mnie w jakikolwiek sposób do nich przekonało.

 

 

Przyznam, że oprawa muzyczna jest dobra, choć nie wychodzi poza poziom tego, czego oczekuje się po wirtualnych idolach. Panowie śpiewają ładnie, tańczą ładnie, wykonują standardowe układy taneczne, kamera ładnie tańczy, światło ładnie oświetla, generalnie ładnie jest.

Chyba że przechodzi się do części „dokumentalnej”. I tutaj bardzo dokładnie widać, na co poszły pieniądze – a nie poszły na pewno na tradycyjną animację. Grzechy główne to takie kadrowanie, żeby postacie w trakcie mówienia były pokazane tyłem, albo ucięte, albo w samochodzie, albo żeby ich wcale nie było widać (bo by trzeba animację jakąś wstawić), za to słychać same głosy. Kilka razy widać, że bohaterowie się ruszają, ale to sumie tylko oni. Reszta świata to banda statystów, która stoi jak kołki i robi za element dekoracji. Tła miejskie są za to niebrzydkie, ale to nie za trudno zrobić nawet wtedy, kiedy zabierają ci kasę i pakują w CGI.

Leave a comment for: "ARP Backstage Pass – odcinek 1"