Boku no Tonari ni Ankoku Hakaishin ga Imasu – odcinek 1

Nasz bohater, Seri Koyuki, siedzi w klasie i cieszy się, że niejaki Kabuto Hanadori się spóźnia na lekcję. Nie, nie ze złośliwości (wszystkie punkty złośliwości zbiera tutaj niejaki Utsugi Tsukimiya), ale dlatego, że Hanadori próbuje się z nim zapoznać. Koyuki bowiem uważa za wyjątkowo dla niego upokarzające, że ktokolwiek oczekuje od niego jakiejkolwiek reakcji na to, co ta osoba mówi, bo przecież powinien się odezwać. Tym bardziej nie chce mieć nic wspólnego z Hanadorim, który cierpi na zaawansowany syndrom chuunibyou, cały czas plecie niestworzone historie, nosi opaskę na oku i na dodatek nazywa bohatera jakimś dziwnym słowem, sugerując, że znają się z przeszłych wcieleń. Ha ha, niedoczekanie, jeśli uważa, że Koyuki się do niego odezwie…

 

Niestety, Hanadori wpada do klasy ze znalezionym szczeniakiem i kolejną wyssaną z palca historią, czym burzy spokój Koyukiego, pragnącego tylko i wyłącznie spokoju do nauki. I od tego momentu toczy się już lawina, która powoduje, że jak na razie ta seria ląduje u mnie na wysokim miejscu najbardziej irytujących tytułów sezonu. Na razie, bo wątpię, czy coś się zmieni, ale zobaczymy po trzech odcinkach.

 

Cóż my tu bowiem mamy… Jednego pseudo-introwertyka, Koyukiego, który nie życzy sobie być ruszany w żaden sposób, ale nie powie tego głośno, tylko myśli, oczekując, że cały świat zgadnie, o co chodzi, a kiedy świat nie zgaduje, to bohater wpada w furie i pierze przyjaciela z równoległej klasy po twarzy. Jednego oderwanego od świata granatem chuunibyou, który nie potrafi się normalnie odezwać, tylko plecie trzy po trzy, oczekując, że świat przyjmie to, o co mu chodzi, za prawdę. Oraz jednego złośliwca-geniusza, Tsukimiyę, który podpuszcza Hanadoriego i uważa, że Koyuki jest osobnikiem, któremu można wejść na głowę i tupać, czekając, aż wybuchnie, bo to takie śmieszne.

 

Animacja jest uboga, uczniowi w klasie nie mają oczu, a bohaterowie często zamieniają się w SD-czki, a i to nie bardzo ładne. Zwłaszcza Koyuki w swoich atakach furii, w których atakuje nawet nauczyciela, wygląda wyjątkowo niezgrabnie w pseudo-kociej postaci. Oczywiście, mamy ładne kadry, ale  statyczne, gdy Hanadori stoi, albo gdy grupka uczniów rozmawia. I tyle, tła prawie brak, a same postacie średnio przyjemne dla oka.

Co do fabuły natomiast… Można ją streścić krótko jednym zdaniem: „Dwóch zapatrzonych w siebie dupków wkręca histerycznego pseudo-introwertyka w swoje gierki”. I to nawet nie jest śmieszne…

Leave a comment for: "Boku no Tonari ni Ankoku Hakaishin ga Imasu – odcinek 1"