Dorohedoro – odcinek 1

No proszę, to było lepsze, niż się spodziewałem. Nie żebym wątpił w zdolności studia Mappa (prawdę mówiąc uznawałem wręcz, że do są najlepszym możliwym wyborem do ekranizacji tej mangi), ale komiksowe Dorohedoro jest nieznośnie trudne do ekranizacji. Wiernie właściwie się nie da, i faktycznie, aż tak dobrze nie było, ale niedoróbki w kilku miejscach twórcy skutecznie nadrabiają osiągnięciami w innych.

Świat przedstawiony Dorohedoro do najprostszych w przyswajaniu nie należy, ale jak na dwadzieścia minut całkiem nieźle wyłożono podstawy, choć kosztem dodania narratora, który na szczęście odzywa się tylko sporadycznie. Para protagonistów – Kaiman, człowiek z głową jaszczura niepamiętający swojej przeszłości, oraz Nikaido – lokalna zabijaka i właścicielka knajpki z gyozą (japoński wariant pierogów, przepyszne, polecam) żyje w Dziurze, czyli ogromnych slumsach zamieszkanych przez ludzi niepotrafiących używać magii i regularnie prześladowanych przez tę umiejętność posiadających, którzy mogą swobodnie odwiedzać i opuszczać Dziurę za pomocą magicznych drzwi. Skutkiem magicznych zabaw i eksperymentów zwykle jest śmierć lub kalectwo, najczęściej w odrażającej formie (w odcinku śledzimy człowieka zamieniającego innych w mrówki, częściowo, bo dopiero trenuje i mu nie wychodzi). Kaiman z kolei jest na magię odporny, a skutkiem jego zabaw z używającymi magii jest jedynie śmierć, w mniej odrażający, ale bardziej krwawy sposób.

Podsumowując, w tym odcinku mamy przyjemność obserwować konflikt dwóch grup masowych morderców, którzy próbują wykończyć się wzajemnie. O ile efekty magii są ukazywane oszczędnie, tak krwawe sceny walki z Kaimanem i Nikaido wyglądają świetnie i udowadniają, jak doskonale może wyglądać dopracowane CGI w anime. Żeby nie było tak dobrze, kiedy postacie się nie tłuką, ich animacja wygląda dużo gorzej i w kilku scenach wypadają kukiełkowato. Ogólnie jednak budżet widać, nie tylko w walkach, ale i w tłach, które są przepiękne i przebijają mangę.

Możliwość zobaczenia Dziury z nowej perspektywy była dla mnie chyba głównym powodem sięgnięcia po adaptację, więc się nie zawiodłem. Oczekiwałem również, że będzie stosownie fazowo i hooo hooo, jest. Niby powinienem już przywyknąć, ale zobaczenie tego wszystkiego w nowym medium i z muzyką zdołało dla mnie tchnąć w to szaleństwo nowe życie. Czego my w tym odcinku nie mamy: o mrówkach już wspominałem, pojawia się też szef mafii En kontrolujący grzyby, człowiek z maską serca na głowie mordujący ludzi młotkiem, Kaiman pokazujący ludziom człowieka w swoim gardle i sporo pomniejszych. Czołówka i tyłówka to też psychodelia na całego i jeśli stanowią w tym względzie deklarację twórców, to jestem jak najbardziej za.

Leave a comment for: "Dorohedoro – odcinek 1"