Jibaku Shounen Hanako-kun – odcinek 1

Hoooo… no nie powiem, zainteresowało mnie. Co prawda trzeci raz muszę napisać te same słowa dotyczące zawiązania akcji – iż fanka okultyzmu, pierwszoklasistka Nene Yashiro postanawia poprosić o spełnienie życzenia jedną z siedmiu szkolnych tajemnic, którą jest nawiedzający dziewczęcą toaletę w starym licealnym budynku duch, a ten wbrew spodziewaniom okazuje się męskiej proweniencji – jednak przynajmniej od razu mogę dodać nowy szczegół. Mianowicie Nene, dość szybko otrząsnąwszy się tak z wrażenia, jak i z zaskoczenia, prosi o powodzenie w miłości, gdyż chce zyskać wzajemność senpaja Minamoto, który był uprzejmy podnieść jej piórnik. A że wcześniej dostała kosza od swej pierwszej gimnazjalnej miłości, ma małą traumę i woli sobie zapewnić wsparcie nadprzyrodzonych sił.

Hanako obiecuje pomóc, ale ostrzega, że to będzie ją kosztować coś cennego, stąd na jego sugestię najpierw przerabiają wyciągnięty z jakiegoś zaświatowego antykwariatu podręcznik sztuki uwodzenia… Anonimowe podziękowania wraz z własnoręcznie wyhodowanymi warzywami, przyszywanie urwanego guzika, wpadanie na obiekt westchnień zza rogu, takie tam – niestety, wszystkie te zgrabne plany czemuś zawiodły.

Zrozpaczona Nene wbrew ostrzeżeniom ducha połyka w końcu łuskę syreny, co ma jej zapewnić wzajemność senpaja, ale ceną jest klątwa. I rzeczywiście, miłosne wyznanie nie dochodzi do skutku z przyczyn obiektywnych, a Nene, uświadomiwszy sobie po drodze, że traktowała Minamoto dość instrumentalnie, zamienia się w rybkę i ma zostać służką syreny. Wejście tejże na scenę na kilka minut lekko mnie przytkało, podobnie jak reakcja Hanako, który przeszedł do ofensywy z nożem w ręce i błyskiem czegoś strasznego w oczach. A potem, żeby uratować dziewczynę od owej klątwy, zjadł drugą łuskę i w ten sposób związał ze sobą ich losy. A ceną za to będzie…? Ha!

Uczucia mam tak naprawdę nieco mieszane, ale nie jest to (na razie) zarzut. Zachwyca mnie warstwa wizualna, i to przy licznych oszczędnościach animacji, które są jednakowoż wysmakowane i eleganckie, nieraz zabawne, a zawsze przyjemne do oglądania, z wieloma esdeczkami, ale bez żadnych niedoróbek. Kolorystyka, światła, nakładające się i fragmentaryczne kadry, bogate tła i grube zarysy zwodniczo dziecięcych postaci, ornamentyka, wreszcie „rysunki z innej bajki”, jak syrena – to wszystko tak gra i buczy, że aż wywołuje lekki zawrót głowy, i nieodparcie przyciąga wzrok. Właściwie trudno mi się było skoncentrować jednocześnie na śledzeniu dialogów i samym oglądaniu, i może stąd to wrażenie lekkiego zamętu, jakie mi zostało po seansie, zwłaszcza że akcja biegnie szybko, a Hanako zwrotny jest bardzo, zarówno w powietrzu, jak i w zachowaniu.

Bo grafika to jedno, nastrój też potrafi szybko przeskoczyć od leciutkiej komedii do czegoś zdumiewająco bliskiego horrorowi (syrena! Naprawdę wow). Postaci także nie tracą czasu, by się zaprezentować, aczkolwiek jest oczywiste, że Hanako ma w zanadrzu co najmniej kilka tajemnic. Kupił mnie zresztą całkowicie, muszę wyznać, a niebagatelną rolę odegrał w tym cudowny głos pani Ogaty. Chemia między bohaterami jest od początku, oboje też nie kryją swoich motywów (co im się chwali, a właściwie bardziej autorowi): Nene chce kogoś do kochania, a Hanako, cóż, rzadko ma chyba okazję z kimś porozmawiać. Tym bardziej doświadczyć dotyku, choćby slapstickowego ciosu z łokcia. No dobrze, uporządkowałam podczas pisania swoje wrażenia, podoba mi się to i czekam na następny odcinek!

Leave a comment for: "Jibaku Shounen Hanako-kun – odcinek 1"