Jibaku Shounen Hanako-kun – odcinek 2

Hooooo… Ho, ho, ho, ho (bynajmniej nie mikołajowe). A nawet ho, ho! Innymi słowy, jestem pod wrażeniem i niniejszym oświadczam niezdecydowanym, że spoilerować sobie poniższym opisem nie warto, lepiej obejrzeć.  Zresztą jest to specyficzne doświadczenie, które trudno oddać słowami. Już w połowie odcinka sądziłam, że zaraz nastąpi koniec, bo tyle się działo – a wszystko pozostało spójne, klarowne i coraz bardziej intrygujące.

Przede wszystkim Yashiro została asystentką Hanako – co chwilowo oznacza nieustanne sprzątanie jego terytorium, czyli toalety. Dla widza jest to zabawne, przyznaję, a słowna potyczka obojga na ten temat cudna. Po czym w szkole pojawia się kolejny nadprzyrodzony byt – Yousei-san, który kradnie i potem podrzuca uczniom różne rzeczy. Nie wolno na niego spojrzeć, bo grozi to śmiercią. Oczywiście, Nene ma tego pecha – w końcu jest się tą przeklętą przez syrenę okultystką! – ale ma też obrońcę.

 

A Hanako, jak się okazuje, ma misję: jest strażnikiem granicy między ludźmi a światem nadnaturalnym, przy czym oprócz rozwiązań ostatecznych chętnie stosuje takie, które pozwala ocalić youkai od eliminacji. Sposób na to jest prosty, ale wymaga pomocy człowieka, który zmieni „opowieść” o danej istocie, gdyż muszą one zachowywać się zgodnie z tym, co mówią o nich ludzie (bardzo fajny pomysł, notabene). Czy do tego właśnie potrzebna jest naszemu duchowi Yashiro? Kto wie. Faktem jest, że ujęta tym (oraz kolejnym ocaleniem życia, oczywiście) deklaruje Hanako pomoc i przyjaźń.

I szybko ją udowadnia, kiedy podczas wspólnego lanczu na dachu szkoły życie po życiu Hanako wydaje się zagrożone – na scenę wśród fajerwerków wkracza Kou Minamoto, potomek słynnego pogromcy youkai Minamoto no Yorimitsu, z podręczną laską do egzorcyzmów ukrytą w parasolu i rażącą delikwentów wysokonapięciowym prądem. Jest też pełen determinacji, by pozbyć się Hanako, według jego wiedzy silnego i wyjątkowo złośliwego ducha… mordercy. Na pytanie, czy to może być prawda, odpowiedź jak wyżej – kto wie. Faktem jest, że Hanako to nie byle pośledni duch, przemoc ewidentnie nie jest mu obca, a kolejne, zupełnie różne od poprzednich maski przybiera bez żadnego wysiłku.

Hanako radzi sobie z Minamoto w godny dobrego akcyjniaka sposób, Nene mimo tych rewelacji nie traci pogody ducha i zaufania do niego, a ja zaczynam rozważać zapoznanie się z oryginałem – choć może nie będę sobie na razie spoilerować, bo to uczucie zaintrygowania postaciami i ich tajemnicami oraz kiełkującego podziwu dla dopiero odsłaniającej się konstrukcji fabuły bardzo przyjemne jest, więc niech potrwa dłużej. Nie mówiąc o tym, że już kibicuję relacji głównej dwójki, co nie przeszkadzało mi zapałać natychmiastową sympatią do narwanego Kou. No i humor jest, inteligentny w dodatku!

Wizualnie jest, jak było, a może nawet bardziej – sądzę, że gdziekolwiek zastopowałabym film, miałabym śliczną zrzutkę bez żadnych niedoróbek (te kolory i cieniowania! poezja), ale też oglądałoby się to chyba odrobinę łatwiej, gdyby było odrobinę mniej tych oszczędnościowych de facto efektów specjalnych, jak esdeczki, uproszczenia, twarze bez oczu, kadry w kadrze, rozmaite teatrzyki, filtry, latające kwiatki i geometryczne wzorki w tle, itd. Podkreślam, śliczne są, dopracowane i klimatyczne, ale ciut mnie meczą nadmiarem wrażeń estetycznych – choć może to być też przypadłość związana z wiekiem. Jednak z pewnością warto się z tym anime zapoznać także dla tego aspektu! Ja już się nie mogę doczekać następnego odcinka.

Leave a comment for: "Jibaku Shounen Hanako-kun – odcinek 2"