Kyokou Suiri – odcinek 1

Demony są wśród nas… A że część z nich do przesadnie inteligentnych się raczej nie zalicza, zdarza im się podejmować dziwne decyzje – jak np. porwanie ledwo nastoletniej dziewczynki w celu uczynienia z niej pośrednika między światem ludzi a demonów, służącego radą i pomocą w przypadku przeróżnych sporów natury magicznej lub walki z groźniejszymi i większymi osobnikami… Żaden z nich nie wpadł też na pomysł, żeby kandydatkę na stanowisko poinformować, z jaką zapłatą ów etat się wiąże, ale mija kilka lat i rzeczona dziewczynka jest już w wieku licealnym, demonom pomaga bardzo chętnie, a brak oka i jednej nogi jakoś szczególnie jej nie doskwiera.

Kotoko Iwanaga, bo tak heroina się zowie, przed dwoma laty podczas jednej z wizyt kontrolnych w szpitalu zwróciła uwagę na (nie)typowego jegomościa – względnie przystojnego i sympatycznego Kurou Sakuragawę. Zauroczona bohaterka próbuje się jak najwięcej dowiedzieć na jego temat od rozgadanego personelu medycznego i bardzo szybko odkrywa, że, o zgrozo, obiekt jej młodzieńczych uczuć jest nie tylko od niej starszy (choć to akurat nie ma dla niej znaczenia), ale przede wszystkim ma dziewczynę. Tak więc dwa lata trwa ta pozornie beznadziejna sytuacja, aż pewnego dnia Kotoko zauważa, iż Kurou przychodzi do szpitala bez drugiej połówki, a krótki wywiad środowiskowy i rozmowa z samym (nie)zainteresowanym potwierdzają jej przypuszczenia, że mężczyzna jest już stanu wolnego. Aczkolwiek to nie był jedyny powód, dla którego Kotoko postanowiła do niego zagadać tego deszczowego dnia…

Znacie ten schemat, w którym niczego nieświadomy osobnik w wyniku zbiegu okoliczności/przedwiecznej intrygi/woli autora/niepotrzebne skreślić zostaje nagle wciągnięty w obcy, dziwny i niebezpieczny świat duchów/demonów/magii/niepotrzebne skreślić? Choć na to by się w tym przypadku zanosiło, to pozory mylą, a żeby się o tym przekonać, wystarczy obejrzeć końcówkę pierwszego odcinka. Zwrot akcji fajny i bardzo ciekawie sugerowany już w pierwszych minutach. Jak się to wszystko rozwinie, nie mam pojęcia, bo czytałam tylko początek mangowej adaptacji (tak, to jest na podstawie light novel) i to już jakiś czas temu, ale jestem dobrej myśli. Zapowiedź kolejnego odcinka sugeruje epizodyczną fabułę z tzw. „potworem tygodnia”, więc w tej materii wielkiej oryginalności się nie należy spodziewać, acz liczę, że poszczególne wątki chociaż odrobinę mnie zaskoczą. W sumie widać to już teraz po tym, jak twórcy bawią się schematami. Wstęp do historii jest bardzo zgrabny, potrafi zaciekawić i naprawdę dobrze radzi sobie z balansowaniem elementów poważno-krwawych z komediowymi. Oby tak dalej.

Już od samego początku widać, że głównym atutem tej historii mają być bohaterowie, którzy są jak na razie bardzo fajnie przedstawieni, a między nimi wręcz iskrzy. W skrócie – Kotoko jest przeuroczo nienormalna, a Kurou odświeżająco zwyczajny. Oboje zaś mają bardzo racjonalne podejście do nadnaturalnych sytuacji i nieźle sobie w nich radzą. Co ważniejsze, mają po temu dobrze uzasadnione powody. Zaś co najważniejsze: mają szansę stworzyć duet zgrany nie tylko w akcji.

Na oprawę techniczną też nie ma co narzekać, bo kreska oraz animacja dobrze wyglądają, a ścieżka dźwiękowa, choć niezbyt charakterystyczna, w roli tła sprawdza się świetnie. Bardzo podoba mi się linia melodyczna endingu i pomysł na animację, nieco gorzej jednak (acz to kwestia gustu) wypada wokal, który jakoś tak zupełnie mi tu nie pasuje, mimo że Mamoru Miyano (użyczający też głosu głównemu bohaterowi) jak najbardziej śpiewać potrafi.

Do następnego!

Leave a comment for: "Kyokou Suiri – odcinek 1"