Magia Record: Mahou Shoujo Madoka☆Magica Gaiden – odcinek 3

Gdzieś się urwał wątek z poprzedniego odcinka i od razu przechodzimy do snów Irohy związanych z jej młodszą siostrą Ui, które może nie rzucają nowego światła na wątek tajemniczego wymazania jej z tego świata, ale dają kolejne wskazówki, gdzie należałoby szukać. Tutaj muszę bardzo pochwalić SHAFT, bo stosując dość średniej jakości grafikę komputerową i recykling scen znanych z cyklu Monogatari (te stosy książek aż nazbyt przywodzą na myśl pokój Surugi Kanbaru) jest w stanie uzyskać bardzo nastrojowy i artystyczny efekt końcowy. Chciałoby się wręcz powiedzieć, że właśnie do takich zabiegów artystycznych studio przyzwyczajało nas przez lata, a mimo wszystko nie tracą one swojej unikatowej magii.

Niestety, o samej fabule odcinka nie można powiedzieć zbyt wiele ciepłych słów: ot, koniec końców okazuje się, że Kaede została uwięziona w labiryncie wiedźmy pod koniec poprzedniego odcinka. I od razu odcinek dostaje ode mnie pierwszy minus, gdyż całe to zajście było jedynie mgliście zakomunikowane i działo się praktycznie poza ekranem. Natomiast poszlaki w postaci… cóż za niespodzianka – braku Kaede były tak oczywiste, że nawet nie musiano tego mówić wprost. Chociaż i tak powiedziano, na wypadek, gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości.

Jak to mawiał Piotr Fronczewski: „Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”, więc nasze bohaterki wzywają wsparcie w postaci Yachiyo Nanami, magicznej dziewczynki-weteranki, którą mieliśmy okazję poznać w pierwszym odcinku. Wkroczyła do akcji z groźną miną wyrażającą takie emocje, jak „strułam się dwudniową pizzą” albo „przechodziłam w nowej sukience pod drzewem, na którym było więcej gołębi niż liści” i od razu zaznaczyła, że z Irohą to ona nie idzie w bój. Absolutnie jej się nie dziwię. Widać, że myśli bardzo trzeźwo i doskonale zdaje sobie sprawę, że magiczna dziewczynka niepotrafiąca walczyć to raczej zbędny balast i kiepskiej jakości mięso armatnie (o ile akurat pobiegnie w stronę wiedźmy, a nie przeciwną) niż kompetentna towarzyszka broni. Niestety, udaje się ją przekonać do zabrania Irohy, gdy zostaje wspomniany jakiś tajemny rytuał mogący wzmocnić potencjał bojowy głównej bohaterki. Jest to już nie pierwszy zabieg w tej serii, który można podsumować stwierdzeniem: „cóż za przypadek”. A zapewne twórcy w kolejnych epizodach dalej będą się posługiwali takimi wygodnymi zbiegami okoliczności, żeby pchnąć fabułę w wybranym przez siebie kierunku. Nawet jeśli nie jest on dobry.

Jednego zaś tej serii nie mogę odmówić. Oprawa audiowizualna robi spore wrażenie, co pokazują sceny transformacji. I właśnie dla takich momentów nadal chcę oglądać to anime, mimo że fabularnie nie jest dziełem najwyższych lotów. Co zaś się tyczy planu sprowokowania wiedźmy i uratowania Kaede, to był on aż tak bardzo oczywisty, że aż nie mógł zadziałać. No i, cóż za niespodzianka, nie zadziałał. Za to mieliśmy „łzawy” wywód Reny, na podstawie którego mogę śmiało stwierdzić, że to już nie jest tsunderyzm, tylko zaburzenia osobowości kwalifikujące się na jakąś sesję terapeutyczną pod okiem specjalisty. No, ale poskutkowało i wiedźma przybyła na miejsce. Co dalej mogło się wydarzyć? Jeżeli ktoś pomyślał, że kolejne łzawe sceny z Reną, spotkanie z Kaede, pokaz nowej mocy Irohy, pokonanie wiedźmy i pojednanie dwójki dziewcząt, to miał prawie rację. Dlaczego prawie? Ponieważ Iroha jak była bezużyteczna, tak nadal jest bezużyteczna, trochę pobiegała, strzeliła może ze dwa razy, ale za wiele to z tego nie wynikło. Naprawdę, imponujący power-up.

Na koniec do miasta wkracza stara znajoma, czyli Mami Tomoe. Nareszcie jakaś postać (uwaga, przed przeczytaniem reszty zdania zalecam udać się do kuchni i nalać sobie wody do szklanki, bo pójdzie weebosuchar) z głową na karku. Cóż, to dopiero trzeci odcinek, więc mam nadzieję, że jej pojawienie się jest w miarę przemyślane fabularnie, a nie ma być jedynie fanserwisem mającym podbić oglądalność nowej Madoki. Jak mówi przysłowie, nadzieja matką głupich, więc zapewne chodzi o fanserwis. Ciekawe, kiedy pojawi się reszta ekipy.

Seria trzyma cały czas równy poziom, co akurat w tym przypadku trudno potraktować jako zaletę, o ile oczywiście nie wyjdziemy z założenia, że mogło przecież być gorzej. Tak, wtedy ten równy i przeciętny poziom można odbierać jako mały plusik obok tej trójki w dzienniczku. Nie oszukujmy się: serii jest zdecydowanie bliżej do tytułów żerujących na popularności Madoki (może dlatego, że się do nich zalicza), niż do pierwowzoru, ale tego można było się spodziewać. Szkoda. Przynajmniej oprawa audiowizualna ma niepowtarzalny klimat klasycznej Madoki i dla niej warto na to popatrzeć. Aczkolwiek, parafrazując Dantego, porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy to oglądacie.

Leave a comment for: "Magia Record: Mahou Shoujo Madoka☆Magica Gaiden – odcinek 3"