Appare Ranman! – odcinek 3

Dylan jak szybko pojawił się przy bohaterach, tak szybko zniknął, nie robiąc sobie nic ani ze zbirów (którzy zresztą uciekli, gdy tylko zrozumieli, z kim mają do czynienia), ani z odważnej deklaracji Appare. Zbywa także Hototo, gdy ten wypytuje go o mężczyznę z charakterystycznym tatuażem. Krótka retrospekcja pokazuje, że odpowiadał on za śmierć ojca chłopca i zabranie rodzinnego mienia, które teraz Hototo zamierza odzyskać. Najpierw jednak musi porządnie wypocząć, spotkanie z niemiłymi panami dało mu się bowiem mocno we znaki. Z pomocą ponownie przychodzą Kosame z Sorano, oferując nocleg i jedzenie.

Hototo po wyzdrowieniu okazuje się znacznie przyjaźniejszym chłopcem niż mogło się wydawać, z chęcią wspierającym Appare w przygotowaniach do wyścigu. Niestety, na drodze do sukcesu ambitnego mechanika i jego znajomych staje młody i bogaty panicz z Europy, Al Lion, który postanawia wynająć dla siebie i swojego personelu wszystkie magazyny, w tym ten, w którym mieszkają bohaterowie, tym samym pozbawiając ich miejsca do pracy i życia. Chłopak przybył do Ameryki w celu pokazania swojej rodzinie, że jest godzien przejęcia rodzinnej firmy BNW. Sposób na udowodnienie tego może być tylko jeden… Dowiedziawszy się o zamiarach Ala, Appare, gdy stanowcza odmowa oddania hangaru nie przynosi rezultatu, decyduje się wyzwać go na pojedynek, będący oczywiście wyścigiem pojazdów.

Aby jednak wyścig doszedł do skutku, Sorano musi zadbać o dwie sprawy. Po pierwsze, wymyślić nagrodę dla przeciwnika w razie jego ewentualnej wygranej. Wybór pada na katany Kosame, z czego samuraj nie jest zbyt zadowolony (z drugiej strony niech się cieszy, zawsze mogła przejść wcześniejsza propozycja Appare!). Stawka w grze staje się jeszcze bardziej interesująca, gdy konkurenci zgadzają się walczyć o pojazd przeciwnika (łącznie ze zbudowanym niedawno przez Sorano dwukołowcem). No dobra, ale czy Sorano w ogóle ma w czym rywalizować z Alem? Łódź raczej się nie sprawdzi na lądzie… Mechanik ma zatem dziesięć dni na jej zamianę w samochód – przypomnienie sobie o Jin pozwala na w miarę bezproblemowe załatwienie sprawy i stanięcie na linii startu jedynie z niewielkim spóźnieniem. Rywalizacji bohaterów oprócz Hototo i Jin przygląda się Sofia Taylor, określająca się mianem opiekunki Ala.

Zasady wyścigu są proste: wystartować od samotnego drzewa, przejechać między dwoma wielkimi skałami i wrócić na miejsce startu. Z początku auto Ala wysuwa się na wyraźne prowadzenie, szybko jednak wychodzi na jaw, że Sorano przemienił parowiec nie tylko w pojazd lądowy… Tak, polatali sobie! Dokładnie polatał Kosame, wystrzelony w odpowiednim momencie wraz z połową wozu w stronę mety. Zwycięstwo nie zostało odniesione zbyt uczciwie, jednakże Al potrafił docenić ich strategię i oddał hangar wraz z samochodem (oczywiście zastępczym – główny czekał na najważniejsze zawody). Jako nagrodę pocieszenia otrzymał dwukołowiec.

Po endingu pojawia się jeszcze krótka scena, w obecnej sytuacji jednak w większym stopniu denerwująca niż intrygująca. Bo jakie uczucia mogą miotać widzem, który wcześniej dowiedział się, że jedna z najprzyjemniejszych serii sezonu została zawieszona z wiadomego powodu? No chyba że ktoś zupełnie nie polubił anime po i ma to w nosie… Ja jednak do tych osób się nie zaliczam. Appare Ranman! uważam za tytuł, przynajmniej na etapie zaprezentowanych trzech odcinków, wyjątkowo udany. Przede wszystkim warto podkreślić, że mamy do czynienia z serią przygodową osadzoną w interesującej epoce i świecie – żadne fantasy czy podobne. Co więcej, serią zrobioną porządnie i z lekkością, w której czuć, że twórcy włożyli w nią dużo serca. Trudno oczywiście na obecnym etapie stwierdzić, czy mieli też dobre pomysły na rozwinięcie poszczególnych wątków, już jednak początek udowodnił, że stworzyli barwną historię. Kolorowo przedstawiają się też bohaterowie i to nie tylko przez swoje stroje, zwłaszcza że najbarwniejszą postacią dalej pozostaje skromny w ubiorze samuraj. Moje uwielbienie do niego nie zmalało ani trochę. Bardzo doceniam fakt, że jego kreacja nie została sprowadzona do roli naczelnego błazna, którego wyłącznym celem jest rozśmieszanie widzów głupimi minami czy pozami. Wręcz przeciwnie, zachowanie Kosame twórcy zawsze umiejętnie wplatają w akcję. Zresztą, tyczy się to ogólnie wszystkich elementów komediowych – nienachalnych, z niegłupimi żartami, przy których nie muszę się czuć, jakby wyjęto mi z głowy mózg. Polubiłam też ekscentryczność Sorano i jego pozorną obojętność wobec innych. Piszę „pozorną”, bo choć mechanik wydaje się żyć w swoim świecie, tak naprawdę liczy się ze zdaniem znajomych, wiedząc, że samodzielnie wyścigu nie wygra. Reszcie postaci, które pojawiły się do tej pory w anime, również nie mam nic do zarzucenia – ich projekty czy gra seiyuu wypadają co najmniej dobrze.

Z kwestii technicznych – po raz pierwszy usłyszeliśmy opening, energiczny kawałek I Got It! zespołu Mia REGINA. Graficznie seria dalej prezentuje się bez większych zarzutów, ba, Appare w trzecim odcinku wyglądał jakoś ładniej albo mi się tylko wydawało. Podobnie rzecz się ma z animacją – twórcy na szczęście wciąż spełniają moją prośbę, abym nie oglądała pokazów slajdów.

Wracajcie szybko!

Leave a comment for: "Appare Ranman! – odcinek 3"