Arte – odcinek 3

Młode i zdeterminowane kobiety renesansu łatwo nie miały, bo większość z nich dorastała pod kloszem i na drodze do wolności musiały się uczyć w przyspieszonym tempie, a nie każdy pierwszy raz był łatwy i przyjemny. Życie nastoletniej Arte od ucieczki z domu pełne jest nowych wrażeń: od ulicznego karnawału przez pierwszą sekcję zwłok po zauroczenie… Oj dzieje się, dzieje się. Tym bardziej, że wszystko to ma miejsce jednego dnia. Gdzieś w tle zaś przemyka informacja, że dziewczyna po pół roku nauki (kiedy to zleciało i dlaczego nie byliśmy świadkami jakichkolwiek lekcji?) dostaje pierwsze poważne zadanie: stworzyć tło dla pewnego portretu.

Mogły to być naprawdę ciekawe epizody, gdyby pokuszono się o coś więcej niż pobieżne przedstawienie danej sceny bez jakiegokolwiek rozwinięcia tematu. Opowiastka o wycieczce do szpitala i uczestnictwie w sekcji zwłok miała na celu wyłącznie podkreślenie po raz kolejny faktu, że Arte jest wyjątkowa, bo nie mdleje na widok wnętrzności i krojenia nieboszczyka. A jedyne elementy historii, które zasłużyły w tym przypadku na ciąg dalszy, to spotkanie z patronką Leo i przy okazji świetnie opłacaną kurtyzaną, oraz wątek pierwszego zauroczenia głównej bohaterki. Swoją drogą, następuje ono w tak kuriozalnych i sztucznie skonstruowanych okolicznościach, że aż trudno uwierzyć, iż nie można było tego inaczej rozegrać.

Jeśli o pierwsze zlecenie Arte idzie: wszystko ładnie, wszystko pięknie, ale nie dość, że pół roku minęło w okamgnieniu, to jeszcze ani razu nie byliśmy świadkami tego, żeby mentor bohaterkę czegokolwiek sam uczył. Ja rozumiem konieczność kształtowania w uczniu samodzielnego myślenia i tak dalej, ale wypadałoby zacząć chociaż od sprawdzenia wszystkich posiadanych umiejętności i udzielenia jakichkolwiek wskazówek, a nie liczeniu na intuicję. Ale Arte przecież pojętna jest i niewiele trzeba, żeby się wszystkiego domyśliła, więc problemu nie ma…

Cóż, trzy odcinki za nami, więc wypadałoby wrażenia jakoś podsumować. W skrócie? Arte to kopniak w zęby dla wielbicieli zarówno renesansu, jak i okruchów życia. Niby rzecz zupełnie nieszkodliwa, bo głupota scenariusza i brak uroku osobistego, to jeszcze nie koniec świata, ale fakt, iż nie zadano sobie w ogóle trudu, żeby w chociaż minimalnie realistyczny sposób odwzorować realia tak dobrze udokumentowanej epoki świadczy o lenistwie i kompletnej ignorancji twórców. Tak więc miłośnicy historii i sztuki nie znajdą tu zupełnie nic dla siebie. Podobnie zresztą jak amatorzy prozy życia, których być może skusiło egzotyczne jak na anime tło dla rozgrywających się wydarzeń. Oni dostają tu po głowie ciężką łopatą zrobioną z najbardziej wyświechtanych schematów. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że powzięte przez twórców zadanie wcale nie było takie trudne: wystarczyło trochę się przyłożyć do sprawdzenia potrzebnych informacji i zrobić wszystko z odrobiną gracji. Niestety, tym razem była to gracja słonia w składzie porcelany…

Od sekcji zwłok do zakochania jeden krok…

Leave a comment for: "Arte – odcinek 3"