Digimon Adventure: – odcinek 1

Seria Digimon Adventure zajmuje w moim sercu wyjątkowe miejsce. Nie byłem jej fanem za czasów emisji w polskiej telewizji (wtedy górowały u mnie Pokemony), natomiast gdy wróciłem do niej po wielu latach, z miejsca się w niej zakochałem. Kupiła mnie nie tylko sensownie skonstruowanym światem, ale przede wszystkim fantastycznie napisanymi postaciami, z moim ulubionym Taichim na czele.

W oczekiwaniu na możliwość obejrzenia filmu Last Evolution Kizuna, zwieńczającego historię digiwybranców, Toei Animation zapowiedziało… reboot oryginalnej serii, przenoszący akcję do 2020 roku. Nie kryłem zdziwienia i zastanawiałem się jedynie „po co?”. Wszak anime do dziś broni się całkiem nieźle, a umiejscowienie fabuły na przełomie wieków, gdy internet dopiero raczkował, nadawało historii odpowiedniego smaczku i klimatu. Jednocześnie jednak czułem ogromną ekscytację, która towarzyszyła mi również przez całe dwadzieścia parę minut pierwszego odcinka, bo, o matko, jakie to było dobre.

Mamy tu do czynienia nie z remake’iem, jak wielu się obawiało, a faktycznym pełnym rebootem. Fabuła rozpoczyna się w momencie, gdy Taichi przygotowuje się do letniego obozu. Oryginalna seria z kolei, jak większość z was zapewne pamięta, rozpoczynała się już w jego trakcie – wtedy też dzieciaki trafiły do cyfrowego świata. Różnic jest więcej – największym odstępstwem od poprzedniej wersji jest to, że bohaterowie mają dostęp do swoich herbów praktycznie od samego początku, podczas gdy wcześniej duża część serii była poświęcona próbom ich zdobycia.

Nie poznajemy też od razu wszystkich digiwybrańców. Pierwszy odcinek skupia się oczywiście na Taichim, któremu towarzyszy jedynie Koushirou, tym razem będącym jego sąsiadem z bloku. Jeśli o nich chodzi, to wiele się nie zmieniło – Taichi to nadal nieco narwany, ale bardzo odważny i inteligentny chłopak; Koushirou z kolei wciąż jest komputerowym freakiem, który nie rozstaje się ze swoim laptopem, choć wydaje się, że tym razem jest nieco bardziej nieśmiały. W tle przewija się też Hikari, a reszta bohaterów, choć również się pojawia, to na razie jedynie w formie pewnej zapowiedzi tego, co się wydarzy.

Reboot wiązał się z zatrudnieniem nowej ekipy seiyuu, jako że nie ma już z nami na tym świecie Toshiko Fujity i Yuuko Mizutani, które wcielały się odpowiednio w Taichiego i Sorę. Do roli głównego bohatera zatrudniono Yuuko Sanpei, znanej przede wszystkim jako głos Boruto Uzumukiego i niestety na razie nie jestem wielkim fanem tej kreacji – zdecydowanie brakuje jej nieco zadziorności w głosie, którą miała pani Fujita. Koushirou przemawia za to głosem Yumiko Kobayashi, która do tej pory kojarzyła mi się przede wszystkim z rolą małego Akiry z Dennou Coil i trzeba przyznać, że ten wybór dokonany został naprawdę bardzo dobrze. Jako Agumon przemawia oczywiście Chika Sakamoto, natomiast jako narratora usłyszymy genialną Masako Nozawę, czyli nikogo innego jak Son Goku z Dragon Balla.

Nowa seria wydaje się też pozbywać cyfrowego świata i umiejscawia akcję w tak zwanej sieci, która przypomina nieco wizję internetu z filmów kinowych. Jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą, to bohaterów zdecydowanie częściej przyjdzie nam oglądać w prawdziwym świecie i szczerze, ja jestem z tego faktu zadowolony.

Bardzo, ale to bardzo pozytywnie wypada oprawa audiowizualna. Projekty Katsuyoshiego Nakatsuru jak zawsze wyglądają świetnie, tła również są bardzo ładne i dopracowane, ale co dla mnie najważniejsze, to się nawet momentami naprawdę fajnie porusza! Scena transformacji Agumona w Greymona animowana przez Ryou Onishiego jest absolutnie cudowna, a w zapowiedzi następnego odcinka widać z kolei Naotoshiego Shidę. Nie wiem jak długo uda się utrzymać ten poziom z takimi nazwiskami na pokładzie, ale Toei, błagam, niech to trwa jak najdłużej!

Duże wrażenie zrobiła też na mnie muzyka. Motyw, który gra, gdy Taichi przenosi się do sieci, autentycznie wywołał u mnie ciarki i natychmiast wpadł w ucho, a nie jest to jedyny moment, kiedy ścieżka dźwiękowa daje o sobie znać. Trudno natomiast ocenić mi nowy opening, bo choć jest naprawdę bardzo przyjemny, to jednak nie jest to Butter-Fly, a Takayoshi Tanimoto to nie Kouji Wada.

Za wcześnie jeszcze na jakiekolwiek werdykty, ale po pierwszym odcinku jestem oczarowany nową odsłoną Adventure, która dodatkowo tu i ówdzie puszcza oczko do fanów oryginału. Jasne, w dużej mierze wpływ na moją ocenę mają emocje i nostalgia, ale z drugiej strony przy tego typu uczuciach bardzo łatwo też o zawód, a ja go tutaj nie doświadczyłem, co miało chociażby miejsce podczas seansu moim zdaniem fatalnego tri. Kolejny odcinek zatytułowany jest War Game, w nawiązaniu do drugiego filmu Mamoru Hosody i jeśli wierzyć zapowiedzi, przyjdzie nam zobaczyć w nim Algomona. Z niecierpliwością oczekuję następnej niedzieli.

Leave a comment for: "Digimon Adventure: – odcinek 1"