Gleipnir – odcinek 2

Przepraszam, tydzień temu pisałem, że wygląda, jakby jenów na animację walk niestety tutaj nie było, a tu co za odcinek, śliczna walka przez całe pięć minut. Krwista, brutalna i sycąca, że ho. Kiedy się przypatrzyć, to klatek animacji nie ma w niej specjalnie dużo, ale i co z tego, kiedy robi wrażenie? Ta seria się zapowiada na popisowy przykład, jak porządny reżyser jest w stanie podnieść średniobudżetowy serial o kilka poprzeczek wyżej. To się ogląda naprawdę dobrze!

Co do treści, to aż tak dobrze nie jest, Gleipnir po prostu podtrzymuje wcześniejsze wrażenie, że ambicji w tym brak, ale kompetencji sporo. To mordobicie, seks i biedny Shuichi straumatyzowany pierwszym, ale kuszony drugim. Wszytko to już było, i to w lepszym wykonaniu, acz jest urok w powykręcaniu klasycznej konwencji mechów w ten sposób, że to protagonista JEST mechem. Claire, jak to wprost wyznała, „lubi w niego wchodzić”. Słychać zresztą, że lubi, jęki i westchnienia nie pozostawiają w tym temacie większych wątpliwości… Podczas zespolenia tworzy się niby między nimi empatyczna więź, ale niezbyt mnie na razie przekonuje ten motyw. Claire po prostu lubi dominować, a Shuichi poświęci wiele, aby ktoś zdjął z jego barków konieczność decydowania o samym sobie.

Niemniej hamletyzuje przy tym, że ho. Na razie protagonista to najsłabszy aspekt tej serii. Jego wypowiedzi to praktycznie jeden nieustający ciąg skarg i popłakiwań. Szybko robi się to monotonne, bo charakterologicznej głębi w tym tyle, co w kałuży. Chciałoby się jednak wiedzieć o nim więcej niż to, że ma skrajnie dość koszmaru, w którym się znalazł. Na jego tle Claire jest zdecydowanie ciekawiej naszkicowana, socjopatia wywołana wcześniejszą traumą to jest coś, z czego da się w przyszłości w tej serii coś wykrzesać. Pytanie, czy ma być to tylko anturaż do potwora odcinka, czy też fabuła ma być konkretniejsza. Na tę chwilę obie opcje mają szanse powodzenia.

Napisałem tu dużo dobrego, ale tak dla równowagi – z majtasami twórcy naprawdę mogliby dać sobie spokój. Cały główny motyw tej serii jest seksualny do bólu, niechże więc wciskają w niego ecchi ile wlezie, to wręcz pomoże. Robić ujęć na pośladki w losowych fragmentach scen z wszelkimi dziewczynami już nie muszą. Jest sobie scena o czymś zupełnie innym… BACH, migają nam majtasy… po czym wracamy do tematu. Jedną rzecz na raz poproszę. Swoją drogą zabawne, jak ta seria momentami przypomina Devilman Crybaby. Eksplorowane motywy, czyli seksualność/emocje/potworność, są te same, a wątek biegaczki z tego odcinka też wywołuje déjà vu. Konkurencji z tą starszą serią Gleipnir nie ma szans wygrać, ale też na razie nie wydaje się jedynie mechanicznym naśladowcą.

Leave a comment for: "Gleipnir – odcinek 2"