Kitsutsuki Tanteidokoro – odcinek 1

Wbrew pozorom lubię odszczekiwać złośliwości ze swoich sezonowych zapowiedzi, bo moja pomyłka oznacza, że anime okazuje się interesujące. Kitsutsuki Tanteidokoro miało być serią detektywistyczną, ale pierwszy odcinek sugeruje okruchy życia z domieszką kryminału. Już pierwszych kilka minut zachwyciło mnie melancholijnym nastrojem dawno minionej epoki. Epoki na swój sposób romantycznej, łączącej w sobie to, co nowe i obce z japońską tradycją. Nieco zaskoczyło mnie, że twórcy postanowili już na początku poinformować widzów o losie, jaki spotkał głównego bohatera – ze słów jego przyjaciela, Kyousuke Kindaichiego, wynika, że Takuboku Ishikawa nie żyje. Nie powinno to jednak dziwić nikogo, kto kojarzy tego sławnego japońskiego poetę i pisarza, zmarł on w bardzo młodym wieku na gruźlicę. Aby go poznać, cofamy się więc w przeszłość, gdy choroba jeszcze nie naznaczyła go swoim piętnem, kiedy dni upływały mu na pisaniu, piciu i wizytach w domach uciechy, a pieniądze przeciekały przez palce niczym woda. Mimo mnóstwa nałogów i hulaszczego trybu życia Ishikawa pozostaje człowiekiem uroczym i charyzmatycznym, nie powinno więc dziwić, że podziwiający go Kindaichi pozostaje mu wierny. Zresztą widz również poddaje się temu urokowi i odrobinie ekscentryzmu, z przyjemnością zagłębiając się w zakamarki Tokio.

Jednym z tych zakamarków jest dom uciech – przy wejściu Ishikawa wpada na spieszącego się jegomościa i przy okazji zauważa ślady krwi. Szybka wizyta w przybytku skutkuje znalezieniem zwłok młodego mężczyzny. Bohaterowie przydybani przez policję wyjaśniają, że są jedynie świadkami, a Takuboku zaskakuje prowadzącego śledztwo komisarza zmysłem obserwacji. Z łatwością wskazuje kolejne dowody zbrodni i tłumaczy ich znaczenie. Na drugi dzień artykuł w jednej z gazet podsuwa mu kolejne tropy – ostatecznie nieco znudzony Ishikawa postanawia zająć się sprawą, a w swoje śledztwo wciąga przyjaciela. Po raz kolejny wskazuje policji kierunek, w którym powinno ruszyć dochodzenie i przy okazji dochodzi do wniosku, że praca poety i detektywa jest bardzo podobna, postanawia więc otworzyć własne biuro detektywistyczne.

W pierwszym odcinku nie poznajemy winowajcy, zresztą widz ma poczucie, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ głównym celem było przedstawienie protagonistów, a to wyszło twórcom koncertowo. Przede wszystkim postacie pozostają w miarę wierne oryginałom – to w pierwszej kolejności artyści i śmietanka intelektualna tamtych czasów. Przynajmniej na razie Ishikawa nie tryska supermocami, wyrażając opinie, bazuje na dowodach i bacznych obserwacjach. Nie próbuje też wchodzić w drogę policji, faktycznie pełniąc rolę doradcy. Co więcej, nie zachowuje się jak natchniony wariat i geniusz, który zjadł wszystkie rozumy, ale jak już wspomniałam wcześniej, inteligentny, ale też wrażliwy artysta. Kindaichi towarzyszy przyjacielowi na każdym kroku i w miarę możliwości wspiera go – zachwycony jego twórczym geniuszem, jednocześnie dostrzega autodestrukcyjne skłonności Ishikawy. Relacja panów jest bardzo ciekawa i mam nadzieję, że zostanie pogłębiona w kolejnych odcinkach.

Wyszła trochę laurka, chociaż technicznie seria na zachwyty nie zasługuje. Mimo to jestem bardzo pozytywnie zaskoczona całą resztą. Postaci są ciekawe, dialogi nieco natchnione, ale inteligentne i mam wrażenie, że dosyć dobrze oddają emocje towarzyszące ludziom tamtej epoki. A właściwie tej konkretnej grupie ludzi, nieco wykluczonych i postrzegających rzeczywistość bardziej wnikliwie od reszty. Na razie to śliczna i dopracowana pocztówka z epoki. Oby tak dalej!

Leave a comment for: "Kitsutsuki Tanteidokoro – odcinek 1"