Shironeko Project: Zero Chronicle – odcinek 3

Trzeci odcinek wypadł nieco lepiej, pewnie dlatego, że skończyliśmy ekspozycję, a przechodzimy do konkretów – chociaż to dopiero w drugiej połowie i w kolejnym, gdy dojdzie do spotkania naszej parki. Pierwsza połowa to trochę reminiscencje, a trochę weltsmeltz w wykonaniu Iris, smętnej i szlachetnie samotnej na swoim tronie. Widzimy ją jeszcze jako kandydatkę, obok Sheamy, która się z nią przyjaźni (no hard feelings) i zaprasza do domu na kolację. Jej starszy brat Phious się w Iris podkochuje, czego ta oczywiście pozostaje rozkosznie nieświadoma; młodszy Theo jest zwyczajnie rozpuszczony. Iris jest klasycznie słodka i miła, ale głównie deliberuje, jakie cechy potrzebne są przyszłej królowej światła. Kontemplując ten problem ma klifie, musi stawić czoło atakowi ciemności, w wyniku czego, zdaje się, zorza polarna wybiera ją na królową. A przynajmniej daje odpowiedź na rozważane pytanie. Przez całe 10 minut poza wspomnianą z imion czwórką żywa dusza się w żadnym kadrze nie pojawiła, ale miasto może nawet uchodzić ładne, jeśli się lubi takie komputerowe pocztówki.

Na dole Bezimienny z błogosławieństwem Vallusa idzie na ów zapowiedziany przez Grozę turniej, który faktycznie polega na tym, że grupka chętnych (rozmaitej płci i nawet gatunku) staje na arenie, gdzie najpierw ma pokonać potwory, a następnie ostatnia pozostała na nogach dwójka stoczyć ze sobą pojedynek, który wyłoni Księcia Ciemności. Na rzymskie igrzyska to nie wygląda, przede wszystkim z braku widowni, prócz Grozy, jej przybocznych, robiących za ratowników medycznych, i kilku zakapturzonych postaci, jak mniemam, mężów zaufania. Logiki zasad nie będę poruszać, choć dałoby się wytknąć parę dziur. Turniej długo nie trwa, a zasadniczo służy do pokazania tego, jak szlachetny jest Bezimienny, z uporem maniaka ratujący życie pozostałych kandydatów przed krwiożerczymi bestiami, nawet mimo ich protestów (kandydatów, nie bestii). Następnie ściera się z czerwonowłosym z poprzedniego odcinka, ze skutkiem do przewidzenia; Wspaniały Miecz Ciemności trafia do nowego właściciela, a Adel, bo tak ma na imię krewki mieszaniec, zostaje, jak mi się zdaje, drugim w kolejności następcą. Poza tym zapewne dołączy do drużyny nowego księcia, bo jako pozbawiony złudzeń cynik zamierza zobaczyć, jak też ten zrealizuje swój plan, polegający na tym, że zapewni wszystkim ludziom szczęście. Na początek jednak następca tronu dostaje od Grozy zadanie, mianowicie ma zanieść wiadomość dyplomatyczną do Królestwa Światła. Ciekawe, czy to oficjalne wypowiedzenie wojny?

A tam, ciekawe. Nie zamierzam sprawdzać. Fakt, nie cierpiałam tak jak poprzednio z powodu tempa i chaotycznych przeskoków akcji, i może nawet ten trend w fabule się utrzyma, grafika też jest na akceptowalnym poziomie (burego błocka w zasadzie nie było, wnętrza, pomijając komputerową sterylność, są OK), a muzyka chwilami wpada w ucho, ale problem stanowią bohaterowie, zwłaszcza główna dwójka, ze wskazaniem na młodego. O ile próba pokazania Iris jako normalnej dziewczyny coś tam dała – konkretnie ujawniła jej stereotypowość, ale przynajmniej wiadomo już, co o niej myśleć – o tyle brak jakiegokolwiek głębszego zarysu przeszłości czy uzasadnienia psychiki Księcia, może i zresztą zamierzony (brak imienia!), kompletnie się moim zdaniem nie broni. Zgaduję, że może to być spadek po grze, bo pewnie to w niego wciela się gracz, ale anime to nie gra, jak dowiodły liczne eksperymenty, rządzi się innymi prawami, i protagonista pozbawiony jakichkolwiek cech prócz „olśnienia” szlachetnym ideałem, do którego realizacji obsesyjnie dąży, zwyczajnie nuży, a nawet odstręcza. No chyba, że ktoś się aż tak tym nie zniechęcił jak ja, może zechce dać mu szansę, by się przekonać, na ile wiarygodnie wypadnie w jego wykonaniu afekt do księżniczki, ale ja nie sądzę, by wyszło z tego coś wartego straty czasu, nawet jeśli mamy go więcej niż zwykle.

Leave a comment for: "Shironeko Project: Zero Chronicle – odcinek 3"