100-man no Inochi no Ue ni Ore wa Tatte Iru – odcinek 1

Yuusuke Yotsuya jest nastolatkiem, który nie bardzo wie, co chce robić w życiu, najchętniej zaś ubijałby potwory w grach. Pewnego dnia zwraca uwagę na dwie dziewczyny z klasy, Kusue Hakozaki i Iu Shindou. Bliższe ich poznanie przez chłopaka następuje w okolicznościach, których się nie spodziewał (w przeciwieństwie do widzów), oto bowiem zostaje przeniesiony do wirtualnego świata, gdzie spotyka znajome. Bohaterki zdążyły już przeżyć trochę przygód w nowym otoczeniu, wyjaśniają więc to i owo chłopakowi, najwięcej jednak dowiaduje się od tajemniczego humanoidalnego bytu bez połowy głowy, nazywającego siebie Mistrzem Gry. Cała trójka będzie razem wykonywać zadania, każdy też otrzymuje odpowiednią klasę – i tak Kusue zostaje wojowniczką, Iu czarodziejką, a Yuusuke… farmerem. Wraz z ukończeniem kolejnych punktów misji do drużyny ma dołączać następny członek.

Na pierwszy ogień idzie zabicie goblina, co z początku nie idzie bohaterom zbyt łatwo, po kilku nieudanych próbach jednak dopinają swego. Przy okazji Yotsuya dowiaduje się, że choć po własnym zgonie wróci do żywych w ciągu trzydziestu sekund, to po śmierci wszystkich z ekipy czeka ich śmierć także w rzeczywistym świecie. Wieczorem odłącza się od dziewczyn, by rozprawiać się z potworami. Wróciwszy, widzi, że okolicę zaatakował olbrzymi goblin, który na jego oczach zjada Iu. Chłopak ucieka z Kusue – a dokładnie z jej górną połową, bo i ona mocno obrywa. Udają się do jednej z wiosek, gdzie zostają ciepło przyjęci. Od wodza otrzymują zadanie rozprawienia się z wcześniej spotkanym monstrum. Wiedząc, że przy obecnej sile i umiejętnościach to sztuka niewykonalna, Yuusuke decyduje się podnieść swój poziom. Kusue chce do niego dołączyć, jednak chłopak wyraźnie woli samotne działanie.

„Opowieść jedyna w swoim rodzaju”, powiadacie? Jeśli tak, to coś kiepsko zaczyna się ta wyjątkowa historia. Podobnych serii na ogół nie tykam, ale nawet ja potrafię dostrzec sztampowość zawiązania akcji i kolejnych wydarzeń. Odcinek jest nudny, wyreżyserowany bez polotu, śmieszny w momentach, gdzie nie powinien być, w tych zaś, w których powinien, żenujący… To nic jednak przy grafice, okrutnie wręcz nijakiej; z muzyką lepiej nie jest (w tle w ogóle coś leciało?). W przetrwaniu seansu nie pomagają bohaterowie. Nijakość dziewczyn się jeszcze zniesie, z kolei protagonista wydaje się mieć problem z określeniem swojej osobowości, bo raz robi za nieogarniętego świeżaka, by po chwili pokazać bardziej szaleńcze zapędy. Nie muszę mówić, że przejścia od jednej do drugiej strony bohatera nie wychodzą płynnie. A, i pan odpowiadający za Mistrza Gry mówi z irytującą manierą, liczę więc, że będzie się pojawiał jak najrzadziej. No, przynajmniej w następnych dwóch odcinkach, bo wątpię, bym po skończeniu zajawkowania kontynuowała seans, chyba że seria rzeczywiście czymś zaskoczy. Z drugiej strony, przy takim wykonaniu, nawet najgenialniejsza historia wyjść dobrze nie może…

Leave a comment for: "100-man no Inochi no Ue ni Ore wa Tatte Iru – odcinek 1"