100-man no Inochi no Ue ni Ore wa Tatte Iru – odcinek 2

Yuusuke rusza na poszukiwanie goblinów, aby móc lepiej się przygotować do konfrontacji z trollem. Niestety, pozwala uciec jednemu, więc do zmiany rangi nie dochodzi. Co gorsza, zauważa, że Kususe zginęła – potwór nie zamierzał czekać, aż chłopak zdobędzie odpowiednią siłę, i zaatakował wioskę. Yotsuya nie ryzykuje walki i ucieka przed trollem, a ucieczka ta, przeplatana retrospekcjami z życia bohatera, jest niezwykle męcząca, szczególnie dla widza. W końcu jednak zabija przypadkowego goblina i uzyskuje wyższy poziom, co powoduje zatrzymanie się czasu i pojawienie się Mistrza Gry (ze zmienionym głosem – mały plusik, bo poprzednika średnio się słuchało), który wybiera protagoniście nową klasę. Wojownik? Łucznik? Skąd, szef kuchni! Ale przynajmniej dostaje nóż, którym od razu rani trolla w brzuch. Ruch ten powoduje wskrzeszenie Kusue i Iu. Potwór zostaje pokonany, po czym ponownie zjawia się Mistrz Gry i pozwala Yuusuke zadać jedno pytanie. Chłopak pyta, co zrobią, jeśli ukończą dziesiąty etap zadania, na co Mistrz Gry prezentuje im ich miasto atakowane przed wielkie monstrum. Chwilę później odkrywają, że wrócili do swojego świata. Odprowadzając Kusue do domu, Yuusuke uświadamia sobie, że wkrótce miasto może znaleźć się w niebezpieczeństwie.

Dobra, dobra. Może coś tam oryginalnego tkwi w fabule, może anime zapowiada się nieco inaczej niż inne isekajowe czy podobne twory, dlaczego jednak to musi być tak kiepsko zrobione? Nie obchodzi mnie, co jeszcze seria ma w zanadrzu, w jakim kierunku pójdzie, bo zwyczajnie męczę się przy oglądaniu i co chwila patrzę, kiedy koniec odcinka – a jako że mamy do czynienia z serią akcji, nie najlepiej świadczy to o produkcji (serio, już takie Tonikaku Kawaii bardziej przyciąga przed ekran). Walka protagonisty z goblinami, a następnie z trollem pokazana jest głównie za pomocą nieruchomych kadrów lub ujęć z liniami mającymi dać wrażenie ruchu. Przynajmniej pół minuty dobrej animacji? Zapomnijcie! Niektóre momenty wyglądały tak źle, że aż kwiczałam ze śmiechu. Seria nie radzi sobie też ze scenami spokojnymi, których celem, jak mi się wydaje, było wywołanie wzruszenia. W pewnym momencie dowiadujemy się, że Kusue cierpi na jakąś chorobę, cieszy się więc, że w nowym świecie, gdzie nie musi się nią martwić, nie jest balastem dla innych. Cóż, reakcja mogła być tylko jedna – nic mnie to nie obchodzi. Ani ona, ani reszta bohaterów, ani ich zadanie, ani przyszłość ich świata. Innymi słowy, nuda w okropnym wykonaniu skutecznie przysłaniającym potencjalne dobre strony serii. Uff, dobiłam do ostatniego zdania… Ale bardziej będę się cieszyć, gdy dotrwam do końca zajawki trzeciego odcinka…

O, tutaj zdrowo kwikłam…

Leave a comment for: "100-man no Inochi no Ue ni Ore wa Tatte Iru – odcinek 2"