Han’you no Yashahime – odcinek 1

Och, jakież to było fajne i jaka jestem szczęśliwa! Podekscytowanie przed seansem już po paru minutach oglądania zamieniło się w czystą radość, ponieważ twórcy nie zapomnieli ukłonić się (całkiem głęboko) w stronę starych fanów Inuyashy i pokazali nam całą dawną paczkę, bez żadnych wyjątków (nawet nieśmiertelna Kikyo się załapała). Teraz już bez wątpienia przejdziemy do historii trójki dziewcząt, które są właściwymi bohaterkami sequela, ale nic nie mogło mnie nastroić bardziej pozytywnie do nowej serii niż właśnie takie otwarcie. W dodatku jest to całkiem zgrabne w konstrukcji, ujęte w klamrę „teraz”, wrzuca nas najpierw w środek akcji, a potem we wspomnieniowe opowiadanie (czas przeszły i teraźniejszy, a to były też różne „teraz”, zawsze się zgrabnie w Inyuashy przeplatały).

Zatem „teraz”, czyli w erze feudalnej, białowłosa dziewczyna w męskim ubraniu jest przesłuchiwana przez miejscowego władykę i jego doradcę na okoliczność tego, co może wiedzieć o przyszłości Japonii – dowodem, że coś wie, jest zupełnie współczesny podręcznik do historii, a dodatkowym stare siodełko od roweru, które rozpoznała. Rower należał niegdyś do pewnej kapłanki, która wraz z han’you zwanym Inuyasha zajmowała się eliminowaniem demonów… Ponieważ dziewczyna zaprzecza, jakoby była han’you no yashahime i wiedziała cokolwiek o przyszłości, doradca zaczyna opowiadać historię sprzed jakichś kilkunastu lat.

Tak przenosimy się do momentu, kiedy Kagome po ukończeniu szkoły znów znalazła się w erze Sengoku, by już tu pozostać jako miko (na razie pobierając u starej Kaede nauki, głównie zielarstwa). Sango zajmuje się trójką małych dzieci, ale Hiraikotsu ma zawsze pod ręką, Inuyasha i Miroku nadal zwalczają demony, ratując wieśniaków; podobnie Kohaku, jak zwykle samotnik, lecz teraz w towarzystwie Kirary. Rin mieszka u Kaede, a Sesshomaru czuwa nad nią z daleka (albo i bliska, jeśli trzeba). Taak, wiem, ale spokojnie! Osoby, dla których te imiona nic albo prawie nic nie znaczą, nie muszą się martwić: wszystko jest w trakcie odcinka zgrabnie wyjaśnione, kto jest kim, na pewno się nie pogubią, a za to mają niepowtarzalną okazję zobaczyć Inuyashę niejako w (mini)pigułce. Jest to bowiem wręcz sama esencja tamtej serii: walka z polującym na klejnot Shikon dość paskudnym demonem (przespał fakt jego zniszczenia, zapieczętowany dekady temu przez samą Kikyo-wiecznie-żywą), miny i interakcje bohaterów, potężne ataki mieczem Inuyashy, nieśmiertelne osuwari. Spokojnie mogłoby to należeć do starego anime i stąd moja radość. Nawet ten cudny motyw muzyczny po zwycięstwie nad demonem wrócił!

Zmiany, owszem, były, a konkretnie wizualne, i tu trochę cierpiałam – jakaś klątwa dotknęła postaci, jeśli chodzi o uszy, dziwnie odstające (oprócz Inuyashy i Sesshomaru na szczęście), a pomniejsza momentami aktywowała się przy nosach. Nie dotarłam też do tej informacji, ale wydaje mi się, że seiyuu Miroku był inny niż poprzednio, choć miał podobną manierę mówienia. Niemniej nie sądzę, żebym musiała się do tego przyzwyczajać, bo w końcu nie o nich będzie seria, a dla nowych widzów to bez znaczenia. Kończąc temat grafiki, który mi się tu sam nasunął, jest po prostu cudnie, jeśli chodzi o krajobrazy, wnętrza, grę światła, kolorystykę, charakterystyczne dla Rumiko Takahashi projekty postaci. Szwankują detale widoczne na zbliżeniach, na przykład dłonie, ale nie rzuca się to jakoś bardzo w oczy i nie mam z tym na razie problemu. Również animacja jest na odpowiednim poziomie, bardzo dynamiczna w scenach walki, których tu nie brakuje, i zupełnie nieoszczędnościowa nawet w spokojniejszych, bo mimika i gestykulacja postaci cały czas są żywe i naturalne.

Bajeczne jest dla mnie zwłaszcza to, jak w postaciach trzech dziewcząt – bo na końcu odcinka po uwięzioną Towę zjawiają się (z wykopem drzwi) jej siostra Setsuna i kuzynka Moroha – odbijają się cechy ich rodziców, zresztą nie tylko zewnętrzne. Po pierwszym zdaniu Setsuny już wiem, że charakter ma po ojcu, podczas gdy Towa jest bardziej otwarta i cieplejsza w zachowaniu, zapewne po ludzkiej matce. Moroha to także wykapany ojciec, czyli Inuyasha w żeńskiej wersji z oczami i włosami Kagome, plus opończa z ognistych szczurów. Jakże się z tego cieszę! (i tylko smuteczek, że wszystkich złapanych zrzutek nie mogę zamieścić). Do tego mamy już chyba nowego antagonistę, jak zwykle osadzonego w przeszłości, a za tydzień poznamy bliżej bliźniaczki rozdzielone przez przeznaczenie.

Raz jeszcze sumitując się z racji tego opisu, pewnie nie do końca adekwatnego do potrzeb nowych widzów, i tak zachęcam ich do sięgnięcia po odcinek, bo TAKA klasyka nawet w nowym wydaniu obroni się sama – jestem tego pewna, podobnie jak tego, że starych fanów Inuyashy zachęcać nie muszę.

Leave a comment for: "Han’you no Yashahime – odcinek 1"