Han’you no Yashahime – odcinek 2

Nie spodziewałam się tego i nie podoba mi się to, ale mam zastrzeżenia. Co prawda jako wprowadzenie do historii dla nowych widzów odcinek drugi sprawdza się znacznie lepiej niż pierwszy (wykoncypowałam, że tamten powinien po prostu nosić numer 0 i nie byłoby kłopotu), ale za to teraz jako „stara fanka” czuję się mocno zaniepokojona kwestią: co do licha stało się ze starszym pokoleniem, że młodsze jest w takiej sytuacji? I czy na pewno scenarzysta ma w zanadrzu sensowną odpowiedź na to pytanie? Ale po kolei.

Narratorką jest jak poprzednio białowłosa Towa. Poznajemy ją jako kilkulatkę, wraz z bliźniaczką żyjącą samotnie w lesie (patrz pytanie wyżej). Pewnej nocy wybucha pożar, dziewczynki uciekają, a kiedy rozdziela je ogień, w oku Towy uaktywnia się klejnot, który przenosi ją przez tęczowy portal do innego, współczesnego świata. Ląduje u stóp świętego drzewa w pewnej świątyni i natrafia na młodego mężczyznę, który przedstawia się jako Souta Higurashi. Wygląda na to, że on się domyśla, skąd może pochodzić dziewczynka, a ona instynktownie obdarza go zaufaniem.

Poszukiwanie siostry spełzają na niczym; dziesięć lat później Towa jest przybraną córką Souty i właśnie po raz kolejny zmienia szkołę. Wszystko przez to, że oprócz niezwykłych osiągnięć sportowych nieustannie jest zaczepiana i wdaje się w bójki z różnymi chuliganami (stąd zresztą jej męski strój – w takim łatwiej walczyć. Przynajmniej jedna tajemnica wyjaśniona). Tym razem pokonana przez nią grupa ma wyjątkowo wrednego szefa, który sięgnie po paskudne środki, by móc ogłosić zwycięstwo nad dziewczyną.

Tu zastrzeżenie z marginesu. O ile żywo ucieszył mnie widok tak cudnie oldschoolowej bandy przerysowanych chuliganów, oczywiście bez wysiłku pokonanych przez Towę, o tyle napaść na świątynię i dwoje starszych ludzi oraz zabawa nożem przy twarzy kilkuletniego dziecka (przybranej młodszej siostry Towy) trochę mi zgrzyta. Można było subtelniej pokazać, że dziewczyna ma nadprzyrodzone moce – co prawda dawno temu obiecała Soucie, że zachowa je w tajemnicy, ale teraz zmuszona sytuacją przyrzeczenie łamie. Bandyci – już nie chuligani – uciekają, Towa sumituje się przed roztrzęsioną młodszą siostrą z użycia brutalnej siły, kiedy nagle od strony wielowiekowego świętego drzewa dobiega ją znajomy zapach.

Po drugiej stronie czasu łowcy demonów, dwoje młodzików pod kierownictwem młodego mężczyzny, próbują osaczyć pyskatą smarkulę w czerwonym wdzianku, nazywaną Beniyasha, podejrzewaną o napaści na ludzkie wioski, ale po pierwsze, nie jest to proste, bo dziewczyna umie się posługiwać noszonym mieczem, po drugie, szybko się przekonują, że ich – oraz Beniyashy – celem jest przerośnięta demoniczna stonoga. To puszczenie oka do widzów starej serii, bo dokładnie taka stonoga wciągnęła niegdyś Kagome do studni łączącej czasy. Widać ten gatunek youkai na dobry węch do klejnotów, bo stonoga poluje na noszoną przez Beniyashę Czerwoną Perłę. I co gorsza, dostaje ją!

A ponieważ drugą Perłę wyczuwa od młodej łowczyni, łowcy odciągają ją ze sobą, ale i Setsuna – wiemy już, że to zaginiona młodsza siostra Towy, bo się przedstawiła przed walką – traci swój złocisty klejnot, przechowywany w oku (i znów – starzy widzowie wiedzą doskonale, że to oczywiste nawiązanie do Inuyashy), a stonoga zyskuje na mocy. I kiedy żadna z dziewczyn, mimo że waleczne i wyszkolone, nie może sobie z nią dać rady, w świętym drzewie otwiera się tęczowy portal, ewidentnie reagujący na moc Pereł, po czym przenosi wszystkie trzy przez czas wprost do stóp zaskoczonej Towy!

Akcja jest szybka, dynamiczna i jak wspominałam, dobrze służy przedstawieniu postaci, bo charakter i motywacje Towy poznajemy całkiem nieźle, także z racji oddania jej głosu w narracji; Beniyasha – Moroha – co prawda nie wiadomo, skąd się wzięła, ale też nie gryzie się w język ani specjalnie nie hamuje w reakcjach, więc od razu widać, z jakim gagatkiem będziemy mieć do czynienia; z kolei Setsuna jest zdecydowanie bardziej opanowana, ale pod tym chłodem na pierwszy plan wybija duma. Pod tym względem jest więc dobrze, zresztą na poznawanie postaci mamy jeszcze czas. Do drugoplanowych też trudno się przyczepić (prócz wspomnianej bandy), bo zaledwie się pojawili – lecz uważni widzowie powinni się zorientować, że młody łowca to Hisui, w poprzednim odcinku niemowlak w ramionach Sango, a jego dowódca i wujek to Kohaku, wówczas piegowaty podrostek. Nie da się ukryć, od zeszłego tygodnia w erze Sengoku minęło kilkanaście lat. I teraz ja się jeszcze raz pytam: co u licha się w ciągu tych lat stało, że Kohaku nie rozpoznaje córki najlepszej przyjaciółki swojej siostry, mimo że ma nie tylko wygląd, ale i pyskaty charakter swojego ojca, też dobrze mu znanego, i tak jak matka posługuje się, prócz miecza, pieczętującymi strzałami?! Gdzie to dziecko się w ogóle chowało, że on o nim nic nie wie?! I będę naprawdę bardzo zła, jeśli szybko się tego nie dowiem…

Wizualnie jest naprawdę dobrze, rysownicy i panowie od CG znają się na swojej robocie, pod tym względem nie mam żadnych zastrzeżeń. Również praca seiyuu ich nie budzi, bo idealnie oddają charaktery trzech dziewcząt. Warto wreszcie wspomnieć pominięte przeze mnie poprzednio w zajawce opening i ending, dobrze zrobione i fajnie zaśpiewane; zgodnie z tradycją Inuyashy (i nie tylko, ale tu nawiązania są jasne i oczywiste, ku uciesze takich jak ja) pierwszy jest energiczny, drugi łagodny i da się ich słuchać z przyjemnością. Wydaje mi się, że tym razem nowi widzowie powinni być bardziej zadowoleni z seansu niż poprzednio – u mnie odwrotnie, ale to oznacza tylko tyle, że z jeszcze większą niecierpliwością będę czekać na kolejne odcinki!

Leave a comment for: "Han’you no Yashahime – odcinek 2"