Higurashi no Naku Koro ni [2020] – odcinek 1

Zaraz mnie tu czytelnicy zjedzą, ale za zajawkowanie nowego Higurashi no Naku Koro ni zabrałem się jako osoba, która niezbyt lubiła serię z 2006 roku. Przez „niezbyt” mam na myśli, że w moim odbiorze był to co najwyżej średniak. Oryginalne visual novel zawsze wydawały mi się jednak mieć potencjał na coś lepszego. Może tym razem? Chyba nie – pierwszy odcinek przywołał moje zwietrzałe już wspomnienia. To déjà vu, co dla mnie nie jest dobrą rekomendacją.

Żeby nie było, żem ja stary zgred, co nie daje się nacieszyć anime – tak ogółem patrząc, ten odcinek jest jak najbardziej w porządku, widać w nim przyzwoite (choć nie wybitne) kompetencje, i jak stare Higurashi… było mieszaniną haremówki, gore oraz mystery, tak i nowe stara się trzymać mniej więcej te same proporcje owych elementów. Oglądać się to zdecydowanie da, tylko to takie… przewidywalne. Dla przykładu dlaczego twórcy zaczęli od gore już w pierwszych sekundach serii? (Patrz – tytułowy kadr.) Nic ono nie ma do reszty jego treści, to tylko takie „pewnie słyszeliście, że w tej serii jest gore, spokojnie, będzie!” dla nowych widzów. Naprawdę nie dałoby się zawierzyć w choćby elementarną cierpliwość odbiorcy? Piszę o tym, bo później przez 20 minut obserwujemy lekkie scenki obyczajowe między Keiichim a dziewczynami, by w ostatnich groźnych ujęciach ujrzeć Renę z maczetą. To by był fajny szok dla widza… gdyby nie masakra z kijem bejzbolowym w pierwszych sekundach właśnie.

To element większego problemu jaki widzę, a mianowicie, że reżyseria nie jest zbyt lotna (wcześniej w 2006 też nie była). Kiedy Keiichi rozmawia z fotografem i rozmowa nagle zbacza na mroczne tematy, równie nagle obrywamy zmianą ścieżki dźwiękowej na rodem z horroru. Czułem się, jakby wywieszono w tym momencie planszę z napisem „teraz masz się bać”. Subtelniej proszę, subtelniej… À propos tego braku finezji, kiedy Keiichi tę rozmowę później wspomina, to obrywamy retrospekcją. Dwa razy. Tą samą. O gustach można dyskutować, ale nikt mi nie wmówi, że retrospekcje pokazujące zdarzenia, które były na ekranie 10 minut wcześniej, to jest dobra reżyseria.

Co do technikaliów, to jestem w miarę zadowolony. Jest kolorowo i ekspresyjnie, ale za to jakość wykonania, a nawet projekty postaci mają tendencję dryfować. Spójrzcie na kadry z lewej i z prawej – nie dość, że są drastycznie innej jakości, to jeszcze rysy twarzy, a nawet kolory do końca się nie zgadzają. Wydaje się, że kontrola jakości trochę zawiodła i kto jak rysował daną scenę, tak zostało. Nieco to irytuje, ale to nie znaczy, że jest jakoś bardzo źle, odcinek nadrabia wieloma pomysłowymi ujęciami. Muzyka jest za to tragiczna. Brzmi jak stock music wciskana bez krzty umiaru. Pod koniec pojawia się klasyczny motyw Higurashi, ale sytuacji to nie ratuje. O seiyuu napiszę więcej następnym razem, na tę niech wystarczy stwierdzenie, że są funkcjonalni. Funkcjonalny jest w zasadzie cały ten odcinek. Czy to wystarczy, aby zrobienie remake’u miało sens? Mam wątpliwości…

 

Leave a comment for: "Higurashi no Naku Koro ni [2020] – odcinek 1"