Kami-tachi ni Hirowareta Otoko – odcinek 2

Pierwsze słowa, które usłyszymy w drugim odcinku, padają głosem Takehito Koyasu i już to wystarczyło, abym przez większość odcinka głupio się uśmiechała – ten pan potrafi wyskakiwać nagle w najmniej spodziewanych rolach. Tutaj podkłada on głos pod Reinbacha Jamila, ojca diuka Reinharta Jamila (czyli tego blondyna, którego poznaliśmy już w poprzednim odcinku). Cała rodzina Jamilów przybyła z podziękowaniem do Ryoumy za udzieloną pomoc. Poza swoim ojcem blondyn sprowadził więc w progi domu protagonisty: żonę, córkę oraz służbę.

Pod względem prostoty i przyjemności z seansu niewiele się zmieniło, ale dołączył do nich lekki niepokój powtarzalnością. Wraz z całą rodziną Jamil oraz peryferiami dziwić się będziemy przez cały odcinek umiejętnościom głównego bohatera. Niby nic się nie dzieje, a większość odcinka to dialogi albo spokojna droga – z jednym wyjątkiem – ale co chwilę Ryouma mówi coś, czy raczej tłumaczy, czasami dodatkowo prezentując, nieodmiennie wywołując tym zdumienie u swoich gości. Powtarza się to kilka razy i widz naprawdę zaczyna mieć nadzieję, że to tylko tymczasowe i tempo zadziwiania innych przez bohatera spadnie w następnych odcinkach, bo inaczej zrobi się to karykaturalne.

Nieistotne elementy, czyli takie, które nie pokazują jedwabistości Ryoumy, są pomijane. Kiedy okazuje się, że córka Reinharta, Eliaria, chciałaby obłaskawić swojego pierwszego śluzka i w ramach pomocy dostaje od głównego bohatera krótką informację na temat rodzajów tych stworzeń, to nie będzie nam dane oglądać, jak tego dokonuje, Ryouma nie udaje się z nią bowiem na łowy. W następnych scenach chłopiec zgadza się na propozycję Jamilów: postanawia opuścić swoją jaskinię i udać się wraz z nimi w podróż, podczas której to ponownie wykazuje się swoimi umiejętnościami, ratując dzień. Ciągły podziw, z jakim się spotyka, wprawia go jednak w zakłopotanie – chłopak zaczyna być świadomy tego, jak mało wie o tym, co jest zwyczajne, a co nadzwyczajne w tym świecie i uświadamia sobie, że podróż z Jamilami będzie świetną okazją, aby to zmienić.

 

Po zapoznaniu się z tłami w pierwszym odcinku, w drugim pod tym względem nie będzie na co patrzeć. Pierwsza połowa to ponownie te same dekoracje: mieszkanie w jaskini bohatera oraz rozmazane plamy różnych odcieni zieleni na zewnątrz (łapanie do tego zrzutek to prawdziwe wyzwanie). W drugiej dochodzą brązy i szarości podróży podczas deszczu i zawalonej drogi – równie pozbawione cech charakterystycznych. Kolorystyka jest jednak ciepła, a kontur postaci rysowany delikatnie, więc mimo niedostatków na anime patrzy się przyjemnie – tak jak już pisałam, poziom grafiki idealnie pasuje do przedstawianej historii. Wyróżniają się za to konie, o, jak się wyróżniają. Mam nadzieję, że nie wrócą do mnie w koszmarach sennych.

Poza wspomnianą powtarzalnością (oraz końmi) podtrzymuję moje zdanie o serii, które wyraziłam w zajawce do pierwszego odcinka: jest to prosta i urocza seria na rozluźnienie się, od której nie należy wiele wymagać, tylko cieszyć się puchatością i śluzkami.

Leave a comment for: "Kami-tachi ni Hirowareta Otoko – odcinek 2"