Maesetsu! Opening Act – odcinek 1

Nie ma to jak zacząć odcinek od dwóch rzeczy, których nie lubię w seriach o słodkich dziewuszkach – idolkowatej piosenki oraz projektów postaci nadających dorosłym dziewczynom wygląd dzieci z podstawówki. Piosenka okazuje się niejaką podpuchą – oto bowiem bohaterka i jej partnerka z duetu komediowego zostały poproszone przez młodszą siostrę tej pierwszej o szybkie zastępstwo za nieobecnego wykonawcę na szkolnym festynie kulturalnym. Zwerbowały do pomocy jeszcze jeden zaprzyjaźniony duet, ale na miejscu okazało się, że nie chodzi o skecze komediowe – w których się specjalizują – ale o występ (zapewne z playbacku). Występ budzi entuzjazm nastoletniej publiczności, żart rzucony potem – już nie bardzo (mówiąc oględnie).

Potem dowiadujemy się, że bohaterki, czyli Mafuyu i Fubuki, to tworzące duet Tokonatsu początkujące komediantki, o ile można tak powiedzieć o osobach, których sukcesy w karierze scenicznej sumują się w okrągłe zero. Zdaje się, że dość podobnie idzie ich przyjaciółkom z duetu RDeco, czyli Rin i Nayucie. Dziewczęta jednak patrzą w przyszłość zoptymizmem i nadzieją, zaś Mafuyu bardzo podbudowuje się na duchu informacją, że jej nauczycielkę nieśmieszny żart zaczął z czasem śmieszyć.

W zapowiedzi sezonu wyrażałam obawy o to, że ten rodzaj japońskiej formy komediowej może być dla zachodniego odbiorcy hermetyczny, ponieważ w przekładzie trudno oddać żarty językowe, na których się opiera. Cóż, obawy okazały się bezzasadne. Te żarty językowe, które słychać gdzieś w tle (a widać, że to one, po kadrowaniu sceny i dykcji aktorek głosowych), naprawdę nie uratowałyby tego nudziarstwa, nawet gdyby tłumaczył je najlepszy fachowiec. Odcinek był zlepkiem niespójnych scenek, na które składał się wspomniany wyżej epizod na szkolnym festynie, retrospekcje z przeszłości Mafuyu i Fubuki, rozmowa młodszej siostry wyżej wymienionej (oraz przyjaciółki) z dawną wychowawczynią bohaterki, parę przebitek z kawiarni, gdzie panienki wydają ciężko zarobione pieniądze, oraz parę scen służących dokładnie do niczego i powtarzających, że chciałyby, żeby im się udawało, ale jakoś tak się nie udaje. Jeśli ich talent ma jakąś paralelę do talentów scenarzysty, obawiam się, że mają przekichane.

Ładne ma toto kolorki, ale projekty postaci zupełnie do mnie nie przemawiają, a do tego znakomitą większość czasu widzimy zbliżenia na prawie nieruchome lub komicznie zdeformowane twarze. Tła bywają szczegółowe, chociaż jestem prawie pewna, że to kwestia wykorzystania odpowiednio przefiltrowanych zdjęć, a nie pieczołowitości rysowników. O dwóch kolejnych odcinkach myślę na razie z głęboką niechęcią, a wszystkim zainteresowanym czymś w podobnym stylu, a dobrze zrobionym, polecam raczej Joshiraku.

Leave a comment for: "Maesetsu! Opening Act – odcinek 1"