Maou-jou de Oyasumi – odcinek 1

To będzie krótka zajawka, raz, że naprawdę… chce mi się spać, dwa, że nie bardzo jest o czym pisać. W jakimś tam miejscu i czasie ludzie żyli w pokoju z demonami, aż władcy tych drugich coś odbiło i porwał księżniczkę pierwszych, po czym uwięził ją w swoim demonicznym zamczysku na krańcach świata. Poddani księżniczki rozpaczali, na ratunek jej natychmiast wyruszył dzielny bohater z drużyną, a ona sama tymczasem miała tylko jeden problem: wyspać się w końcu.

Nie jest to proste w zamczysku pełnym demonicznych odgłosów, ale trzeba przyznać Syalis, że się stara. Najpierw uznała, że musi mieć lepszą poduszkę, co omal nie skończyło się wypruciem waty z misiów-strażników. Na szczęście wyczesanie ich futerka dało jej dość materiału na wypełnienie dobrej jakości, a poza tym nieograniczony dostęp do klucza do własnej celi, bo misie dają go jej za każdym razem, kiedy przekupi je czesaniem. Następnie księżniczka przehandlowała własną koronę na miękką i śliczną opaskę, żeby jej się wygodniej spało.

Kolejny quest to było prześcieradło – tu już nie obyło się bez trupów – a najbardziej mrożące krew w żyłach było poszukiwanie wygodniejszego łóżka. Z trochę przypadkowym, tak mimochodem, rozwaleniem w drobny mak cennego artefaktu, kluczowego dla obrony zamku przed zmierzającym w jego stronę bohaterem, oraz upadkiem w rozpaloną magmę. Ze skutkiem śmiertelnym, ale w końcu jesteśmy w demonicznym zamku, z własnym demonicznym kościołem, w którym uczynny demon szybko wskrzesi ważną zakładniczkę. Zaś trumna, z niewielkimi poprawkami (księżniczka półśrodków nie uznaje), okaże się najwygodniejszym łożem ever… A kiedy księżniczka tak słodko śpi, nikt, z samym władcą demonów, dość zbulwersowanym jej swobodnym poczynaniem sobie, na czele, nie ma serca jej obudzić!

No tak. Zabawne to miało być, niby przez kontrast i przerysowanie sytuacji, pokpiwanie z fantasy (poważna narratorka komentuje sukcesy księżniczki w kolejnych „questach”) i nie tylko; i nawet trochę było, tak do drugiego questu; słodkie może nie tak bardzo (z wyjątkiem misiów), ale w ostatecznym rozrachunku niestety nudnawe. Nie wiem, czy efekt udzielania się senności był zamierzony, ale anime świetnie nadaje się moim zdaniem na dobranockę dla dzieci – powinno je zainspirować do pójścia w ślady bohaterki. Byle bez użycia ostrych narzędzi…

Graficznie jest pastelowo-kolorowo, przyzwoicie, ale nic szczególnego nie przykuwa uwagi, ani in plus, ani in minus, chociaż spodobały mi się wiszące w powietrzu wieże zamku Syalis. Być może pasowałyby bardziej do zamku władcy demonów, który prezentuje się klasycznie malowniczo i ma rozległe wnętrza oraz czeredę rozmaitych stworów jako mieszkańców, mniej lub bardziej strasznych. Raczej mniej, ze zrozumiałych względów, z włączeniem króla, przystojnego jak na maou przystało. Ponieważ nie lubię takich blondynów jak bohater, oficjalnie głosuję za pairingiem Syalis z zielonowłosym.

Haha, żarcik, na ożywienie. Prawda jest taka, że jeśli nie będzie w tej serii choćby szczątkowej fabuły, choćby polegającej na knowaniach władcy demonów i bohaterskich dążeniach wybawicieli in spe, tylko kolejne poszukiwania księżniczki optymalnych warunków do spania, to nie przewiduję sukcesu, bo ta formuła opatrzyła mi się jeszcze przed końcem pierwszego odcinka. Zatem… dobranoc.

Leave a comment for: "Maou-jou de Oyasumi – odcinek 1"