Maou-jou de Oyasumi – odcinek 3

No cóż, formuła anime rzeczywiście się nie zmienia, dalej obraca się wokół jednego tematu, choć na razie trzeba przyznać, że „przygody” księżniczki w poszukiwaniu snu odznaczają się pewną kreatywnością. Niemniej zamiast odprężenia poczułam się raczej znużona – pewnie lepiej by było przyjmować to w mniejszych dawkach, skoro tak czy siak są to krótkie historyjki. Znowu mamy ich w odcinku trzy i choć każda z nich jako koncept wywołała u mnie przynajmniej jedno rozbawione prychnięcie, to efekt ostateczny był właśnie taki – co za dużo, to niezdrowo, a na pewno nieco nudno.

Najpierw Syalis swoją metodą włamuje się do biblioteki, gdzie strzeżone są cenne grymuary, które zamierza wykorzystać jako usypiacze, lecz lektura nie przyprawia ją o ziewanie, a o utratę many. Skutkiem czego totalnym przypadkiem, przy wtórze komentarzy straży na temat, jakie to jest trudne do wykonania, uwalnia najpotężniejszy grymuar, mający własną osobowość, a nawet osobę. Próbuje ona za wszelką cenę pomóc jej w wydostaniu się z zamku, ale Syalis interesuje tylko zaklęcie sprowadzające sen. Niestety, udaje jej się uśpić na trzy dni wszystkie demony, nie wyłączając maou, tylko nie siebie (no fakt, takie zaklęcie byłoby bez sensu). Stąd wniosek, że grymuary do spania można wykorzystać tylko na jeden sposób – jako poduszkę!

Kolejny quest, pokłosie wizyty w bibliotece zapewne, to próby akupresury, a ponieważ Syalis nie może dosięgnąć „punktów snu” na własnych plecach, rozpoczyna poszukiwania demona z odpowiednimi palcami, co nie jest takie łatwe, tym bardziej że pomna ostrzeżeń Wielkiego Husky na temat robienia zamieszania o spanie, stara się swoją prośbę ująć dyplomatycznie, unikając słowa na „s”. W rezultacie wprawia w zmieszanie i przerażenie pół zamku oraz samego maou, przekonanych, że usłyszeli niemoralną propozycję… I tylko jeden z nich zdołał stanąć na wysokości zadania – w końcu noblesse oblige!

Maou nie miał w tym odcinku lekko, bo następie Syalis doszła do wniosku, że jej kłopoty ze spaniem wynikają z rozregulowania biologicznego zegara z powodu braku cyklu dobowego, a konkretnie słońca (zamek pogrążony jest w wiecznej nocy). Dlatego wypatrzywszy w lesie za oknami snop światła, wybrała się tam po własne małe słoneczko. Czyli wielki i lśniący miecz, „ostateczną broń” ukrytą przez samego maou, całkiem już załamanego jej swobodnym przekraczaniem wszelkich granic i barier, z granicami rozsądku i schematów fabularno-narracyjnych włącznie, byle tylko się wyspać. Szczerze mówiąc, zapałałam do niego pewną sympatią, zrodzoną częściowo ze współczucia. I jeśli będę to nadal oglądać, zapewne sporadycznie i z doskoku, to raczej dla niego niż dla niedospanej księżniczki i jej wybryków.

Nie twierdzę przy tym, że bajka nie nadaje się do oglądania, wręcz przeciwnie, ale wszystko zależy od tego, czy pasuje nam prezentowany humor, z całą swoją powtarzalnością, bo chyba niczego innego nie należy się spodziewać. Oprócz głównego celu każdego questu mamy tu bowiem totalnie niewzruszoną swoim porwaniem Syalis, od czasu do czasu robiącą straszne miny i szczękającą wielkimi nożycami niczym w podrzędnym horrorze czy slasherze, bezwiednie komentujących jej zachowania lub próbujących im daremnie (oraz przesadnie) przeciwdziałać strażników, coraz bardziej zszokowane ta sytuacją demony wyższego stopnia, growy anturaż z odwołaniami do questów, poziomu punktów magii i życia, kolejno zdobywanych „ajtemów”, wreszcie uroczą narratorkę ogłaszającą „mission completed”. Oraz całkiem niezłą oprawę wizualną i muzykę dobrze podkreślającą parodystyczny charakter serii. I… tyle. Z drugiej strony, na dobranockę w sumie powinno wystarczyć…

Leave a comment for: "Maou-jou de Oyasumi – odcinek 3"