Munou na Nana – odcinek 1

„Zabij wrogów ludzkości. Ocal 10 milionów istnień.” Taki napis ukazuje się na ekranie komórki tajemniczego osobnika (osobniczki?) która przybywa na daleką wyspę, na której znajdują specjalnie wyselekcjonowani uczniowie. Wyselekcjonowani, ponieważ każdy z nich ma jakąś moc i otrzymał list z „zaproszeniem” do tutejszej szkoły, gdzie mają przygotowywać się do roli Obrońców Ludzkości ™. Ale przed czym? Otóż okazuje się, że ileś tam lat temu na ziemię napadły potwory (tu nauczyciel pokazuje obrazek czegoś zmutowanego), które są zagrożeniem dla ludzkości, a z racji tego, że wybrane dzieciaczki coś umieją – na przykład strzelać ogniem albo lodem, albo się teleportować, uznano oficjalnie, że na odludnej wyspie lepiej się do roli Obrońców przygotują.

 

Nasz bohater, Nanao, jak się okazuje z traumą spowodowaną nieprzystawaniem do wymagań ojca, trafia tutaj także, lecz od razu staje się celem dla miejscowych osiłków, ponieważ nie ma Talentu. A przynajmniej tak twierdzą ci z bardzo widowiskowymi mocami, co jest jednym z powodów, dla których chłopak trzyma się na uboczu. Oczywiście, jak to w serii dziejącej się w szkole bywa, do klasy trafia nowy uczeń, a nawet dwoje: bardzo ponury i małomówny osobnik, który na pytanie „A jaką masz moc?” warczy, że nie ich sprawa, oraz radosna różowa dziewuszka, tytułowa Nana, która  radośnie oznajmia, że ona to potrafi w myślach czytać! Panienka oczywiście od razu uwiesza się na Nanao, łazi za nim, gada na lekcjach, a jako wisienkę na torcie zgłasza go na przewodniczącego, ku oburzeniu kilku uczniów. Żeby rozstrzygnąć spór o to, kto się bardziej nadaje zostaje zaproponowany pojedynek w samo południe na boisku, który przyjmuje dosyć nieoczekiwany zwrot. A w międzyczasie następuje zamach na życie (poprzedzony Wyraźnym Znakiem, że coś się TU w TYM miejscu stanie), obserwujemy tajemnicze zachowanie jednego z uczniów oraz zastanawiamy się prawie do końca, jaki jest sens w określaniu serii o szkole z dzieciakami mającymi moce terminem battle royal. Ale przynajmniej to ostatnie się wyjaśnia szybko…

 

Generalnie tak, ta seria jest taką, w której trup się ścielił będzie gęsto, będą następowały zwroty akcji, a przydługie wstępy i podchody oraz gadanie o niczym będą szarpać nerwy widzów czekających, kiedy ktoś zginie i kto zginie. Bo to, że w pierwszym odcinku ktoś zginie to jasne – pytanie kto i nad kim wisi miecz Damoklesa. Tu i ówdzie już też podrzucane są tropy co do przyszłych wydarzeń, więc jest nadzieja w tym, że uda im się wykończyć wszystkich w przewidzianej liczbie odcinków, widać także, że twórcy będą się bawili w błędne sugestie, żeby widz się nie nudził, pytanie, jak dobrze będzie to wykonane.  Opakowane to jest w dosyć dobrej jakości grafikę, która jednak przypuszczam lepsza już nie będzie – postaci są ładnie narysowane, jest kilka sytuacji gdzie pojawiają sięSDczki, uczniowie z tła są rozróżnialni, walka… cóż, umiejętnie wykorzystane przedstawianie mocy. No i ładne tła. O muzyce nie wspominam, bo nic w ucho nie wpadło, może z wyjątkiem piosenki, która jak mniemam wyląduje w kolejnym odcinku jako opening… I generalnie wizualnie raczej zdradza sporo.

 

Jak na razie odczucia mam po pierwszym odcinku mieszane – na plus zaliczyć należy element zaskoczenia, na minus (choć niektórym wyda się to zaletą) walenie po głowie „tropami” i długą ekspozycję. Z lekkim zainteresowaniem czekam na drugi odcinek, choć przypuszczam, że nie będzie to seria, którą obejrzę do końca.

 

Leave a comment for: "Munou na Nana – odcinek 1"