Taisou Zamurai – odcinek 2

Cały świat japońskiego sportu żyje nieoczekiwaną decyzją Joutarou. Z dokumencie mu poświęconego dowiadujemy się, że dwukrotnie zdobył medal olimpijski (najpierw brąz, potem srebro). Czasy Samuraja Gimnastyki jednak powoli przemijają, zwłaszcza że na scenę wkracza nowy talent, licealista Tetsuo Minamino, nazywany Księciem Bandany.

Osobą, która jest najbardziej zła na Aragakiego, jest trener i to do tego stopnia, że wyrzuca go z klubu. Joutarou postanawia trenować samodzielnie, ale niestety popełnia podstawowy błąd i przesadza z intensywnością ćwiczeń, co źle wpływa na jego ciało, już wcześniej trapione kontuzją. Od całkowitego załamania ratuje go Leo, który prowadzi go do kliniki ortopedycznej Britneya (chłopak poznał go w barze Mari, w którym zaczął pracować, aby opłacić pobyt w domu), ten zaś bierze Joutarou pod swoje skrzydła, m.in. robiąc akupunkturę i każąc ćwiczyć tai chi. Rozmowy z ortopedą uświadamiają protagoniście, że trener tak naprawdę dbał o jego zdrowie, gdy próbował ostudzić jego sportowy zapał. Z tą wiedzą idzie przeprosić Amakusę i prosić o przyjęcie z powrotem do klubu, na co ten po niedługim zastanowieniu i z wyraźną ulgą się zgadza. Powrót Joutarou do drużyny cieszy Leo, jednak nie Tetsuo, który niespodziewanie pojawia się na sali i wypala, że Aragaki przynosi wstyd światu gimnastyki.

Po drugim odcinku Taisou Zamurai da się już śmiało stwierdzić, że nie będzie to seria sportowa dla każdego. Podstawową kwestią, przez którą pewnie część widzów odbije się od tytułu, jest zaprezentowany typ humoru – anime mocno stoi gagami, nie zawsze trafionymi (choć było parę momentów, kiedy zdrowo parsknęłam śmiechem) i powoli się powtarzającymi (ptaka serio lepiej by było sobie darować). Odstraszać od seansu mogą też bohaterowie, w niektórych przypadkach zbyt barwni i przerysowani, jak np. Britney; fakt, że do swojej pracy podchodzi poważnie, niekoniecznie musi przekonać do niego przeciwników takich kreacji. Ponadto w odcinku na krótko pojawia się gyaru Ayu, a i lubiący rapować i mówiący z trochę irytującą manierą Tomoki Takizawa nie wydaje się, by zniknął. Bronić natomiast będę Leo, niezwykle sympatycznego chłopaka, przy którym od razu odzywa się instynkt macierzyński – nie no, naprawdę, mam zawsze ochotę go przytulić. Z całej ekipy najnormalniej przedstawia się chyba Rei, mająca więcej rozumu od ojca. Nie twierdzę jednak, że Joutarou jako protagonista się nie sprawdza – pewna niezdarność czyni go nawet dużo ciekawszym niż gdyby rzeczywiście miał się okazać po prostu dojrzałym mężczyzną zbzikowanym na punkcie sportu.

Właśnie, pochylmy się nad najważniejszą stroną serii, czyli stroną sportową. Epizod nie przyniósł nowych akrobacji, co nie znaczy, że był zupełnie pozbawiony gimnastycznych treści. Wręcz przeciwnie, twórcy postawili na teorię, pokazując m.in. konsekwencje nadmiernych i źle prowadzonych treningów (zespół przetrenowania) czy sposoby na poradzenie sobie z nimi (akupunktura, tai chi). Postawa Aragakiego po wyrzuceniu z klubu, jakkolwiek bardzo nierozsądna, była zatem o tyle dobra, że pozwoliła skrytykować nieodpowiednie praktyki. Innymi słowy, nie zapowiada się, by anime bezmyślnie podchodziło do kwestii aktywności fizycznej – widzowie, dla których to sprawa kluczowa, powinni czuć się uspokojeni.

O oprawie graficznej niewiele więcej można napisać niż w poprzedniej zajawce – jest w porządku, choć na pewno mogło by być lepiej (np. żywsze kolory), acz narzekać nie zamierzam, bo wciąż miło mi się patrzy na serię. Muzyka z kolei brzmi świetnie i jest adekwatnie dopasowana do wydarzeń. Największe jednak wrażenie zrobił na mnie ending, Yume ja Nai w wykonaniu zespołu Hatena, klimatem zgoła inny niż opening, ale równie przyjemny i szybko wpadający w ucho.

Leave a comment for: "Taisou Zamurai – odcinek 2"