Yuukoku no Moriarty – odcinek 1

Profesor Moriarty to ikona fikcyjnego świata zbrodni, stworzona przez sir Arthura Conana Doyle’a postać genialnego matematyka, który prócz piastowania posady wykładowcy akademickiego parał się również przestępczością. I to taką zorganizowaną (w tym wydaniu w działalność zaangażowani są trzej bracia Moriarty – czy ktoś jeszcze, tego na razie nie wiadomo). Wykreowany przez media wszelakie na głównego antagonistę cyklu o Sherlocku Holmesie, nie raz, nie dwa pojawiał się na ekranach kin i telewizorów, kartach książek czy nawet komiksów. A że w oryginalnej wersji jest dosyć tajemniczą personą, twórcy wykorzystujący postać rzeczonego uczonego mogli kształtować jego wizerunek według własnych upodobań. Był już Moriarty w wersji uwspółcześnionej, to dlaczego by nie przerobić posępnego jegomościa na zwiewnego przystojniaka z japońskiego komiksu? Komiksu, który stał się na tyle popularny, że postanowiono przenieść go na mały ekran. Cóż, oryginalny Moriarty stosunkowo młodo został profesorem, więc może po prostu manga (a za nią ekranizacja) opowiadają o początkach jego podwójnej kariery. Chociaż biorąc pod uwagę, że nie dostajemy w anime żadnego wstępu o przeszłości naszego antybohatera, trudno potwierdzić te przypuszczenia. Mangi nie czytałam, więc bazuję tylko na tym, co pokazuje serial.

Dobrą chwilę zastanawiałam się, co o tym anime napisać, bo po odcinku pilotażowym odczucia mam dosyć mieszane. Z jednej strony naprawdę dawno nie było tego typu serii (a jeśli były, to mnie osobiście umknęły) – kryminału (powiedzmy, ale o tym za moment) pozbawionego elementów komediowych z antybohaterem w roli głównej. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że nie do końca potrafiono te mające prawdziwy potencjał podstawy wykorzystać. Przynajmniej w anime. Z trzeciej strony i zupełnie innej beczki: po Arte jestem zachwycona tym, jak to anime portretuje czasy historyczne.

William Moriarty jest człowiekiem bardzo opanowanym, obdarzonym analitycznym umysłem i nie do końca działającym kompasem moralnym (albo może działający inaczej niż u przeciętnego człowieka). To profesjonalista i można powiedzieć pośrednik zbrodni, który śledztwo przeprowadzi, zapewni odpowiednie wsparcie, ale sam klienta w ostatecznym działaniu nie wyręcza. Taki punkt widzenia odziera seans z emocji i sprawia, że dostajemy suchą obserwację (niby fajnie, bo przez to nie mamy wyciskacza łez, ale przydałby się złoty środek). I nie byłoby w tym nic złego – wszak taka natura postaci Moriarty’ego – jako niezaangażowanego obserwatora, który dodatkowo nie moralizuje i nie ocenia – gdyby rekompensowała to zawiła intryga lub skomplikowane śledztwo. Tymczasem zamknięta w tym jednym odcinku opowieść o brutalnych morderstwach kilku młodych chłopców przeleciała mi przed oczami jak niezbyt interesująca i przewidywalna prognoza pogody. I choć rozwój fabuły był jak najbardziej logiczny, to wszystko działo się zbyt szybko, a przedstawiona z perspektywy protagonisty opowieść była zbyt łatwa (tak, ma to coś w sobie z klasycznego kryminału, w którym genialny detektyw rozwiązuje całą intrygę, ale zwykle nie brakuje w tamtych historiach suspensu). To z kolei odziera całość z jakiegokolwiek napięcia czy poczucia niepokoju… Chyba że nie o śledztwo i tragedię rodzin tu chodziło, a o przedstawienie widzom postawy profesora Moriarty’ego względem świata. Ale nawet jeśli, to przy współczesnej różnorodności historii o wątpliwych moralnie bohaterach, ten jegomość raczej nie porywa. Może ciekawić, ale nie wiem, czy jest na tyle charyzmatyczny, by udźwignąć fabułę składającą się z epizodów podobnych do tego z pierwszego odcinka. To oczywiście tylko moje gdybanie, bo jak wspominałam, nie miałam styczności z mangą, ale po tym seansie mam umiarkowaną ochotę na ciąg dalszy.

Odrobinę bardziej przychylnie nastawionych, ale nadal niezdecydowanych widzów być może przekonana oprawa techniczna, a przynajmniej warstwa graficzna, która jest bardzo porządnie wykonana (początkowa scena z mrocznym Londynem była naprawdę klimatyczna). Przynajmniej tak prezentuje się pierwszy odcinek. Mniejszy optymizm budzi we mnie zaprezentowana przy napisach końcowych piosenka, ale nie samą muzyką stoi anime.

Podsumowując: ma zadatki na ciekawe kino, ale fabuła musi rozwijać się w bardziej umiarkowanym tempie i w miarę możliwości jak najszybciej zacząć przybliżać postać tytułowego bohatera, bo znając życie, dostaniemy kolejną animowaną reklamówkę, która może będzie miała nieurwane zakończenie. Epizodyczna budowa scenariusza pomaga, ale szkoda, że w przypadku ekranizacji mang to jest obecny standard.

Comments on: "Yuukoku no Moriarty – odcinek 1" (2)

  1. Omówicie drugi odcinek?

Leave a comment for: "Yuukoku no Moriarty – odcinek 1"