Back Arrow – odcinek 3

Wróg został pokonany, zakładnik wzięty, a Elsha wynurzyła się z ziemi ze swoim mechem oraz przyczepionym do niego ogromnym statkiem. Wszystko zdaje się dążyć ku lepszemu (poza tym, że wioska została zmieciona z powierzchni ziemi), jednak ci, którzy sięgają wzrokiem poza chwilę obecną, widzą sporo problemów, które wynikną w przyszłości z aktualnej sytuacji. Mieszkańcy wioski Edger za namową zakładnika i za złożoną im obietnicę nowego miejsca do życia decydują się oddać głównego bohatera w ręce władz terytorium Ika, które z kolei będzie mogło spełnić żądanie potężniejszego Lutoh, przekazując mu wspomnianego pana. Prowadzi to jednak do konfliktu między samymi mieszkańcami wioski a Atlee (zielonowłosą szeryf), która na rzecz ma inne spojrzenie. Następuje tu być może w zamierzeniu twórców zabawne grożenie sobie pistoletami w tę i we w tę, podczas gdy główna przyczyna sporu relaksuje się w klatce, nic sobie nie robiąc z tego, że został zdradzony. Wiemy, oczywiście, że to wszystko dobrze się skończy, bo wielki statek aż krzyczy, żeby się do niego (o, a jednak na niego… włazu nie znaleźli?) załadować całą populacją i spierniczać ku lepszemu życiu, przy okazji pomagając głównemu bohaterowi  w zniszczeniu świ… znaczy – przedostaniu się za ścianę. To teraz będzie anime drogi przetykane rozgrywkami politycznymi?

Polityka jest tu prosta – w końcu mamy tylko trzy państwa otoczone murem – taki świat w szalce Petriego. Władze Iki dobrze przemyślały swój kolejny ruch, czyli oddanie Lutoh tego, o co prosiło, a w przypadku wyskakujących niespodziewanie dodatkowych elementów – pogrzebanie ich głęboko i udawanie, że nic się nie stało. Co ciekawe, większość „złych” posunięć  – znaczy takich z niewinnymi ofiarami – odbieram jako sensowne działania, których celem jest zwykle zapewnienie przetrwania większości, zaś każdy poryw dobrego serca jako męczący do oglądania i niekoniecznie  rozsądny na dłuższą metę. Oczywiście nie muszę dodawać, co ostatecznie się bardziej bohaterom opłaci i kto wyjdzie na swoje – nikt nie wygra z potęgą scenariusza.

Ciekawy okazuje się – przynajmniej na drugi rzut oka (bo na pierwszy to wygląda jak standardowy słabo kontaktujący staruszek-marionetka) – cesarz imperium Rekki. Budzi strach w swoich poddanych, nie pozwala sobą manipulować, a do tego wie o rzeczach, o których większość bohaterów miałoby nadzieję, że do niego nie dotrą – przynajmniej nie za szybko. Odrobinę zaintrygowała mnie ta postać i chciałabym, aby okazała się rzeczywiście groźnym przeciwnikiem. Przy okazji aż dziw bierze, że przy takim władcy Shuu Bi odważył się na aż tak swobodne działania i nie spotkał z konsekwencjami – albo cesarz ceni jego inteligencję, albo ja jednak przeceniam cesarza.

Ten odcinek zaskoczył mnie częstymi deformacjami, głównie twarzy. Nie zauważyłam tego poprzednio, nie wiem, czy to moja nieuwaga, czy zwyczajny spadek jakości grafiki. Ale to też nie jest seria, którą się ogląda dla ładnej animacji, tej bowiem tutaj nie uświadczymy, nawet nie za bardzo jest co pokazać na zrzutkach, chyba żebym miała powtarzać wcześniej już przedstawione mechy.  Maszyny są tu ciekawie zaprojektowane, chociaż niefunkcjonalne, ale przynajmniej cieszą oko wyglądem.

Napędem serii oraz głównego bohatera jest „siła przyjaźni” oraz motywacja, aby przedostać się za mur. Nic nie ma prawa w zderzeniu z tym okazać się silniejsze, nawet jeśli wydaje się lepiej przemyślane. Czy to również miał być element komediowy dla starych wyjadaczy? Bo tak perfidnego „zwyciężymy mimo przeciwności” już dawno nie widziałam. Jest tutaj o wiele więcej elementów, za pomocą których twórcy puszczają oko do widzów, chociażby wrzucanie wszędzie banalnych zdań i częste ich kwitowanie stwierdzeniem „zawsze chciałem to powiedzieć” czy tworzenie klonów mechów, które technicznie powinny być różne – i natychmiastowe tłumaczenie, dlaczego wyglądają tak samo – oczywiście bezbrzeżnie głupie i nieprawdopodobne. Niestety, w tym przypadku zabiegi takie mnie nie bawią, tylko nużą, gdyż brakuje im odpowiedniej podbudowy emocjonalnej – innymi słowy, los postaci jest mi kompletnie obojętny, a wraz z nim cała reszta. Jeśli jednak ktoś je polubi, to nie powinien mieć takiego problemu z oglądaniem tego tytułu, a może nawet zacznie go bawić obecna tu zabawa schematami?

Leave a comment for: "Back Arrow – odcinek 3"