I-Chu: Halfway Through the Idol – odcinek 1

Seria o idolach, której nikt nie ogląda ~Zima 2021: The Animation~. Tak można by pobieżnie streścić wszystko, co warto wiedzieć o I-Chu. Pierwszy odcinek zawierał wszystko to, co widziałam już w wariacjach męskich, żeńskich i (najczęściej) totalnie nijakich. Otwiera go krótka scena nieudanego ulicznego występu trzech chłopaczków, którzy wyglądają na kompletnych amatorów, ale okazują się świeżo upieczonymi wychowankami niezwykle szacownej placówki kształcącej przyszłych idoli. Następnie zapoznajemy się z resztą ich „klasy”, czyli zestawem kilkunastu bishounenów podzielonych już na grupy tematyczno-kolorystyczne, z obowiązkowo grafomańskimi nazwami. Po tej rozgrzewce następuje clou odcinka: dyrektor szkoły zapowiada wszystkim tym młodzieńcom, że każda z grup ma w ciągu trzech miesięcy wyprodukować i sprzedać trzy tysiące CD, a jeśli nie zdołają tego zrobić, wylatują ze szkoły. Żeby dopchnąć czymś czas antenowy, oglądamy serię migawek z narad poszczególnych grup oraz Wielki Przełom W Bulwie, jaki zachodzi w pierwszej z nich, tej pokazanej na samym początku. O ile dobrze przewiduję z zapowiedzi, w następnej odsłonie na tapetę pójdą zapewne równie fascynujące problemy kolejnej grupy i tak dalej.

Jak widać, nie zawracam sobie głowy ani imionami bohaterów (chociaż wynotowałam je starannie), ani nazwami grup – jedno i drugie jest bez znaczenia. Dostajemy kolejną adaptację gry mobilnej robioną po linii najmniejszego oporu – nijakich bohaterów w kompletnie oderwanych od rzeczywistości realiach, stawianych przed sztucznymi i dodatkowo napompowanymi problemami. Wszystko oczywiście traktowane jest całkowicie serio, bez cienia dystansu, który byłby jedyną rzeczą zdolną wynieść tę serię do kategorii „znośnego patrzydła”.

Projekty postaci są ładne, ale potęgują tylko odczucie irytacji – dałoby się tych chłopców dobrze wykorzystać, gdyby tylko ograniczyć trochę ich liczbę i bo ja wiem, napisać jakiś scenariusz, który dałby się im wykazać? Sceny tańca nie przeskakują w animację komputerową, za co należy się im pochwała, ale oczywiście jest ich jak na lekarstwo, a większość odcinka to statyczne zbliżenia ładnie upozowanych panów. Nie widzę żadnej nadziei dla tej serii i z góry współczuję sobie, że będę musiała przemęczyć jeszcze dwa odcinki. Gdyby chociaż to Tablis pisał do niej zajawki ociekające wyrafinowaną ironią! Przyznaję, mnie w tym przypadku nie stać na taki wysiłek.

Leave a comment for: "I-Chu: Halfway Through the Idol – odcinek 1"