I-Chu: Halfway Through the Idol – odcinek 3

No proszę, okazało się, że I-Chu potrafi jednak czymś zaskoczyć. Wprawdzie in minus, ale może też się liczy? Spodziewałam się kolejnego nijakiego odcinka z przeglądem scenek z życia idoli, zaś dostałam coś, co przez cały czas trwania wywoływało moją czynną irytację.

Początkujący idole promują swoje nowe single, co oczywiście nie wychodzi nie tylko tym, dla których to rzeczywiście debiut w branży, ale także tym, co to podobno mają już ogólnoświatową sławę i fanów. I tu na scenę wkracza Kokoro – wygląda jak idolka, zachowuje się jak idolka, ma fanów jak idolka, ale w rzeczywistości to ich o rok starszy kolega, który bez litości beszta młody narybek, po czym słowem i czynem udowadnia, jak wiele im do profesjonalizmu brakuje. Jak można wnioskować ze sceny na koniec odcinka, czyni to w szlachetnym zamiarze zmotywowania ich do działania, ale…

Po pierwsze, irytuje mnie sam koncept postaci rysowanej i granej jak dziewczyna, która podobno jest chłopakiem, bo tak. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z transpłciowością czy innymi rzeczami zdecydowanie za trudnymi dla większości twórców japońskiej popkultury, a już tych odpowiedzialnych za I-Chu z całą pewnością. Żebym nie została źle zrozumiana: nie mam problemu z takimi postaciami, mam problem z ułatwieniem sobie życia wynikającym z możliwości rysunkowego medium i arbitralnym przypinaniem etykietki tylko po to, żeby odfajkować określony fetysz. Po drugie, jedną z rzeczy nieodmiennie irytujących mnie w anime jest podejście „uczcie się na błędach, bez żadnych wskazówek”. Ja wiem, że to taka konwencja, ale jeśli bohaterowie uczęszczają do *szkoły* idolowania, a jednocześnie nie dostają cienia wsparcia w absolutnie niczym, to ja serio nie wiem, na czym polega zabawa w patrzenie, jak starają się wyważyć otwarte już dawno drzwi, ponieważ nikt nie udziela im nawet najbardziej elementarnych instrukcji. Naprawdę nie wiem, czemu – poza irytowaniem mnie, ale to chyba nie było celem japońskich twórców – ma służyć cały ten wątek „sprzedajcie 3000 płyt albo wylatujecie ze szkoły”. Zamiast dramatyzmu, dodaje idiotyzmu i nic poza tym.

Głęboko wierzę, że dałoby się stworzyć znośną i nadającą się do oglądania serię o idolach (a może i idolkach), nawet biorąc pod uwagę ograniczenia wynikające z wymogów gatunku. Nie zmienia to faktu, że I-Chu taką serią nie jest i nie ma szansy się stać. Nadal podobają mi się projekty (przynajmniej części) postaci i żałuję, że nie zostały jakoś lepiej wykorzystane, ale umówmy się: znajdę jeszcze jakąś serię z równie ładnymi projektami. A o tej zapomnę najwyżej tydzień po tym odcinku, na którym kończę jej zajawkowanie i przypomnę sobie przy okazji ankiety na anime sezonu, w której to dzieło trzeba będzie dla przyzwoitości uwzględnić.

Leave a comment for: "I-Chu: Halfway Through the Idol – odcinek 3"