Kai Byoui Ramune – odcinek 2

 

Hoo, nie spodziewałam się tego po pierwszym odcinku, ale seria może być rzeczywiście ciekawa, jeśli utrzyma ten trend. Dzisiejszym pacjentem jest 24-letni Kengo, którego „tajemniczą chorobą” jest… zamieniony w chikuwę penis. Tak, wiem, jak to brzmi – od razu wypada wyjaśnić, że chikuwa to pieczone na patyczku ciasto w kształcie grubej rurki, więc akurat ma odpowiedni kształt – ale ku mojemu pewnemu zaskoczeniu temat jest prowadzony tak, że ani przez sekundę nie poczułam się zniesmaczona tym, co działo się na ekranie, i spokojnie mogę zachęcać do oglądania. Chociaż płeć męska może mieć inne wrażenia, bo nawet mnie metody Ramune wydały się nieco ekstremalne… Ale skuteczności mu odmówić nie sposób.

Rzecz jasna, nie trzeba być tytułowym specjalistą, żeby szybko domyślić się, z czym tak naprawdę ma problemy Kengo. Co prawda Ramune używa znów swojej nadprzyrodzonej szpiegowskiej kamerki, ale wyłącznie dla potwierdzenia, że chłopak notorycznie oszukuje dziewczyny, z którymi jest związany – to jest, z siedmioma na raz, a żadna nie ma pojęcia o reszcie. I tylko jedna z nich, urocza kelnereczka, wydaje się go traktować jednocześnie lekko i poważnie, odmawiając noszenia podarowanego pierścionka-obrączki na serdecznym palcu, bo to zbyt ważny symbol. Oczywiście, właśnie ta najbardziej zajmuje myśli Kengo, co nie przeszkadza mu spotykać się z pozostałymi sześcioma w love hotelach w celach oczywistych.

Ponieważ chłopak nie chce rezygnować ze swojego bogatego życia erotycznego na czas potrzebny do wyleczenia, wybiera ukrycie problemu dzięki kawałkowi materiału, który dał mu Ramune, w nadprzyrodzony sposób maskującego prawdę kłamstwami. Oczywiście, to tylko pogarsza sprawę – jak widać, doktorek lubi ekstremalne metody i wcale się z tym nie kryje przed widzami – do tego stopnia, że Kengo grozi faktyczna utrata najcenniejszej dlań części ciała. Wówczas po raz drugi przychodzi do Ramune, deklarując, że „zrobi wszystko”, i wtedy właśnie robi się naprawdę boleśnie…

A to jeszcze ciągle nie koniec historii. Lekarz-sadysta przeniósł co prawda chorobę na serdeczny palec lewej ręki Kengo, na którym znalazło się wszystkie siedem pierścionków-dowodów zdrady, lecz jeśli chłopak nie chce stracić dla odmiany palca, musi wyznać wszystkim dziewczynom prawdę. Reagują oczywiście tak, że potrzebna jest zawartość apteczki (na szczęście nie nadprzyrodzonej), i tylko ta jedna daje mu pewną nadzieję na przyszłość… Co jednak oznacza, że sam Ramune raczej nie ma na co liczyć, prócz miłej obsługi przy posiłku.

Ha, podobało mi się to. Postaci Ramune i jego asystenta-komentatora zyskują przy bliższym poznaniu, nawet jeśli doktorek jest lekko walnięty, a przynajmniej tak się często zachowuje, zaś Kuro to klasyka. Także postać dzisiejszego pacjenta nie była jednowymiarowa – i ciekawsza niż mała Koto, poza tym zostało zachowane prawdopodobieństwo psychologiczne i wciąż można chłopakowi wręcz współczuć (nie byle co go trafiło) oraz liczyć, że postąpi słusznie i zapamięta nauczkę. Potraktowanie tego tematu zaś to swego rodzaju majstersztyk, bo przy licznych akcentach humorystycznych (w wykonaniu doktorka oczywiście i są one autentycznie zabawne, nawet jeśli niezbyt oryginalne – ale pomysł z „Kuchnią Ramune” to było coś) i samej idei „choroby” naprawdę odnosi się wrażenie… bo ja wiem, naturalności? Tak jakby takie przypadki medyczne rzeczywiście się zdarzały…

Wizualnie też jest nieźle, zwłaszcza z dzikimi minami Ramune; podoba mi się kolorystyka, szczególnie sceny w przyćmionym świetle, oraz projekty postaci same w sobie, a teł i animacji nie widzę powodów się czepiać. Za to muszę pochwalić muzykę, bo robiła naprawdę ciekawe tło w niektórych scenach. Warto rzucić okiem, ja czekam na kolejny odcinek – znowu z lekkim drżeniem, po zapowiedzi, ale liczę, że się nie zawiodę, bo oczekiwania co do serii mi wzrosły.

Leave a comment for: "Kai Byoui Ramune – odcinek 2"