Kai Byoui Ramune – odcinek 3

Tym razem mamy częściowe odejście od schematu „pacjenta tygodnia”, co samo w sobie się chwali: ani pacjent nie przychodzi do Ramune, ani Ramune go nie leczy, bo wiodącą rolę odgrywa ktoś zupełnie inny, a przy okazji doktorek pokazuje się też z innej strony. Wychodzi bowiem na to, że ten luzak i sadysta ma całkiem miękkie serce dla ludzi dotkniętych „tajemniczą chorobą”… (no fakt, w sumie nie brał od nich zapłaty).

Ramune razem z Kuro udaje się do sklepu z „tajemniczymi przedmiotami”, takimi jak jego szpiegowska kamerka czy chusta przykrywająca prawdę z zeszłego odcinka. Ponieważ Kuro jest tu pierwszy raz, bardzo naturalnie wypada wprowadzenie nowych postaci: Babci Ayame, która mimo wyglądu dziecka z wczesnej podstawówki ma, wliczając wspomnienia z poprzedniego życia, 112 lat – i odpowiednie do tego wieku wiedzę, doświadczenia oraz wredotę – i jej prawnuk Nico, bardzo spokojny i grzeczny młody mężczyzna. Ramune chce, żeby Babcia Ayame zrobiła mu drugą kamerkę, ale brakuje jej jednego składnika. Nagle i niepostrzeżenie przy tej czwórce zjawia się jakiś mężczyzna, oferując trochę staroci na sprzedaż; Ayame coś wybiera, ale interesuje ją też dziwaczny wisiorek, który przybysz nosi, jednak ten odmawia sprzedaży.

Po jego odejściu Babcia wyjaśnia młodzieży, że ów przedmiot to „kwiat kociego ogona”,  który pozwala ukryć noszącemu go swoją obecność, a mężczyzna jest zapewne włamywaczem, który od jakiegoś czasu okrada okoliczne sklepy ze starociami; najwyraźniej przyszedł się rozejrzeć i do nich. Ale już niedługo tego dobrego, bo przedmiot, którego używa, odbierze mu obecność na stałe i uczyni niewidzialnym dla ludzi; tak to właśnie wygląda z tego typu rzeczami. I tu niespodzianka, bo Ramune natychmiast rzuca się w pogoń za tym człowiekiem, chcąc go ratować. Za nim biegnie Kuro i udaje im się dopaść mężczyznę w parku. Jednak okazuje się, że jest on już opanowany przez ów „koci ogon”, którego celem jest pożeranie obecności ludzi, i tylko przez chwilę do głosu dochodzi ludzki nosiciel, wzywając pomocy. Ale sytuacja wygląda niewyraźnie dla naszych specjalistów, póki nie przybędzie Ayame wraz z Nico. Babcia wie, jak wziąć demona pod włos, i proponuje mu zakład; jeśli ten wygra, będzie mógł pożreć obecność całej ich czwórki. Jeśli wygrają oni, „koci ogon” przejdzie w ręce Ayame. Ten się zgadza, ale wybiera grę, w której ma oczywistą przewagę: kakurenbo, chowanego.

Wszyscy czworo szukają go po kolei przez dwie minuty (kolejność ustaliła Ayame), ale bezskutecznie, mimo że Kuro używa głowy, szukając w nieoczywistych i trudnych miejscach, Ramune, zapewne, dobrych chęci, a Babcia przedmiotu, który powinien zdradzić obecność nadprzyrodzonej istoty, ale zawodzi. Jednak jest to podpucha z jej strony… I kiedy demon jest już pewien wygranej, na scenę wkracza Nico – jak się okazuje (widz zresztą się tego dawno domyślił), niewidomy, za to dysponujący superczułymi innymi zmysłami, zwłaszcza słuchem. I to Nico łapie demona, a resztę załatwia Babcia i kolejna wielka strzykawka. Sprawa rozwiązana, „pacjent” ocalony, można iść do łaźni!

Podoba mi się ta klimatyczna mieszanka nadprzyrodzonego z elementem grozy – było parę scen, które niemal wywołały u mnie ciarki, w czym niemała zasługa muzyki – i klasycznymi komediowymi gagami oraz SD; poza tym widać już wyraźnie, że postaci mają więcej do zaoferowania, niż się na początku wydawało. Sugerują to także opening i ending, jak się przyjrzeć animacjom do nich; mam nadzieję, że rzeczywiście dowiemy się więcej o Kuro, bo zaczyna mnie intrygować; podobnie jak opinia Ayame o Ramune i wzmianka o jego sadystycznym mistrzu. Jednak odcinek kradnie moim zdaniem sama Babcia – niesamowite, że przez to dziecięce kawaii ciało przebija tak potężna osobowość, że nie mam żadnego problemu z uwierzeniem w jej wiek i doświadczenie, a także, czy raczej zwłaszcza, charakterek. W wielkim stopniu przyczynia się do tego seiyuu tej postaci.

Wizualnie mam wrażenie, że trochę spadła jakość rysunku, bo dostrzegłam więcej uproszczeń, a nawet Ramune zepsuł się w pewnym momencie profil, ale w niczym nie przeszkadzało mi to podczas oglądania, bo całościowo animka prezentuje się pod tym względem zupełnie przyzwoicie: dobrze operuje światłem i kolorem, nie ma problemów z tłami, a projekty postaci, dalekie od bizoniej urody, są w swej normalności o niebo lepsze niż niejacy Scardzi. Ruszają się też całkiem naturalnie i mają żywą mimikę, zwłaszcza tytułowy bohater. Jestem naprawdę ciekawa, czego jeszcze się o nim i jego pomocniku dowiemy. Zdecydowanie warto się z tą serią zapoznać!

Leave a comment for: "Kai Byoui Ramune – odcinek 3"