Mushoku Tensei – odcinek 1

Początek przypomina dziesiątki innych isekajów (acz warto zauważyć, że Mushoku Tensei to pozycja stosunkowo starsza – oryginał zaczął wychodzić w 2012 roku): bohater, ponadtrzydziestoletni bezrobotny i hikikomori, ginie tragicznie w zderzeniu z usłużną ciężarówką. „Odpływa” na szpitalnym stole, budzi się natomiast w kompletnie innym miejscu, w towarzystwie młodej szczęśliwej pary, i po krótkiej chwili uświadamia sobie, że jest ich nowo narodzonym synem. W odróżnieniu od innych bohaterów light novel nie dorasta w jeden miesiąc, a chociaż dysponuje swoimi dawnymi wspomnieniami i możliwościami umysłowymi dorosłego człowieka, jego aparat mowy i chodzenia musi się dopiero rozwinąć na tyle, żeby mógł zacząć robić z tego użytek. Kolejne migawki pokazują, jak na przestrzeni kilku lat uczy się chodzić, mówić, a przede wszystkim czytać, przy czym rodzice – byli poszukiwacze przygód – niefrasobliwie pozwalają mu na lekturę księgi poświęconej nauce magii. Bohater, nazywający się teraz Rudeus, oczywiście próbuje swoich sił i odkrywa, że ma pewien talent w tym kierunku. I to na tyle interesujący, że gdy rodzice odkrywają jego próby, zatrudniają niezwłocznie nauczycielkę magii. Czy to oznacza, że w nowym świecie nawet dawny nieudacznik zdoła pokonać swoje dawne słabości i, jak to się mówi, wyjdzie na ludzi?

Tym, co zwróciło moją uwagę, jest staranność prowadzenia fabuły połączona z kameralną na razie skalą wydarzeń. W tym odcinku praktycznie obserwujemy Rudeusa dosłownie stawiającego pierwsze kroki, zarówno w nowym życiu, jak i nauce magii. Nie dzieje się nic wielkiego, ale to dobrze, że scenarzyści nie postanowili tego wyciąć na rzecz zapewne bardziej efektownych wydarzeń czekających w przyszłości. Interesujące jest także to, że bohater po przeniesieniu do nowego świata nie pozbył się w jednej chwili (jak to zwykle bywa) dawnych obciążeń, z których najpoważniejszym na razie są wyraźne lęki związane z wychodzeniem z domu. Nadaje to historii potrzebnej spójności i trochę rozbudowuje postać Rudeusa, chociaż nadal pozostaje on jeszcze dość enigmatyczny.

Nie jest jednak całkiem różowo. Trochę rzucają się w oczy dziury związane z rzeczami, nad którymi książka mogła się prześlizgnąć w bardziej naturalny sposób. Rozumiem, że rodzice Rudeusa to osoby pozbawione uprzedzeń i zdaje się – jak na swój świat – trochę niekonwencjonalne, więc nie wpadają w panikę, gdy się okazuje, że ich dziecko jest trochę dziwne. Mimo to trudno nie zauważyć, że przez te kilka lat, jakie upływają w tym odcinku, rodzice najwyraźniej nie dostrzegają najbardziej podstawowych rzeczy, jeśli chodzi o ich jedynego potomka, zaczynając od jego potajemnej nauki magii, a na problemach z wychodzeniem na dwór kończąc. Nie wydały mi się także potrzebne komentarze bohatera dotyczące otaczających go pań – rozumiem, że mogły pokazywać, jakim był człowiekiem, ale umówmy się, ich głównym celem nie było pokazanie jego wad, ale mrugnięcie do odbiorców okiem: patrzcie, to swój chłop.

Pod względem wizualnym jest dobrze, acz ten odcinek z konieczności prezentował bardzo ograniczone lokalizacje i wprowadził zaledwie kilka postaci na krzyż. Nie zachwyca mnie wyraźnie widoczne użycie komputera do wizualizacji efektów magicznych, ale pewnie trudno coś na to poradzić. Ładne było za to oświetlenie, szczególnie ciepła paleta w scenach we wnętrzu domu, w pokojach oświetlonych blaskiem ognia.

Leave a comment for: "Mushoku Tensei – odcinek 1"