Skate-Leading Stars – odcinek 3

Seans, jak i zajawkowanie, skończył się dla mnie huśtawką nastrojów. Przypomnijmy, że odcinek pierwszy mi się podobał, drugi zaczął mnie drażnić, a trzeci… zirytował jeszcze bardziej, po czym niespodziewanie wrócił do formy!

Pierwszą połowę tego epizodu można by wyciąć, i nie stracilibyśmy niczego, bo to zbiór niezobowiązujących scenek, w których  bohaterowie zachowują się w tym stylu co zawsze. I to naprawdę nie jest dobrze, że mogę powiedzieć „w tym stylu co zawsze” o postaciach, które znamy jedynie od godziny! Niestety, ale są oni powtarzalni strasznie, a fragmenty z protagonistą Kenseiem miałem ochotę momentami przewijać. Jest bez przerwy wkurzony, warczy na wszystkich i… w zasadzie tyle. Ileż można tego słuchać! Zawodzi tu scenariusz, ale też odnoszę wrażenie że seiyuu Yuuma Uchida gra tę postać za bardzo na jedną nutę, bo nawet kiedy dialogi nie wskazują jednoznacznie, że Kensei odpowiada agresywnie, i tak gra go w ten sposób.

Antagonista nie robi lepszego wrażenia, jego charakter jest taki, że… nie ma charakteru, robi za stoicką ścianę, która ledwo się odzywa. Jest jasne, że nie będzie tak do końca – to w końcu anime, wokół antagonisty musi być jakaś drama. Wypadało by jednak w międzyczasie zorganizować coś ciekawego wokół niego, bo w tym odcinku bohaterowie wpadają na niego przypadkiem po treningu i nawiązuje się semi-dyskusja, która… nie służy niczemu, a przynajmniej ja nic nie widzę. Sprawia wrażenie, jakby się pojawiał, żebyśmy o nim nie zapomnieli. Wśród scen obyczajowych przewija się może jedna w szkolnej stołówce, która robi lepsze wrażenie (Kensei choć przez chwilę nie jest zły, jej!), ale reszta to irytujący i zbędny banał.

Uznałem więc, że już po serii. Skoro tracą czas na takie bzdury, to budżetu na pokazanie jakiegokolwiek łyżwiarstwa widać faktycznie nie ma i należy się z tym nudziarstwem pożegnać. Aż tu… pojawiło się, o! Nie żeby było tego za dużo, ale dostajemy zapowiedziany w poprzednim odcinku pojedynek. Więcej w nim ujęć na publiczność niż na łyżwiarzy, co dość mocno ogranicza jego efektowność, ale choć kilka skoków na ekranie się pojawiło i wyglądały ogółem całkiem dobrze (acz jak się przyjrzeć, to pewna koślawość postaci była w nich do wychwycenia). Poza tym fabuła choć chwilowo oddaliła się od banału, bo kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że dostaniemy scenkę z Kenseiem po raz nie wiadomo którym dającym ciała ze względu na wady charakteru, okazuje się… że dał radę! Może nawet był zamysł w podkreślaniu jego psychologicznej niekompetencji, żeby teraz zaskoczyć widzów (ale dałoby się to wcześniej zrobić w mniej nużący sposób).

Druga połowa była więc zdecydowanie powrotem do formy. Ogólnie – kiedy postacie zajmują się łyżwiarstwem, jest nieźle, tylko niestety dużo w tej serii mało lotnego dramatu, który bardziej sprawia wrażenie, że czymś trzeba było odcinki zapełnić, niż że ktoś miał na niego pomysł. Do tego momentu dobrego i złego było pół na pół, i sumaryczny efekt był taki, że idzie oglądać, ale liczyłem na więcej. Podejrzewam, że tak też będzie dalej.

Leave a comment for: "Skate-Leading Stars – odcinek 3"