Tatoeba Last Dungeon Mae no Mura no Shounen ga Joban no Machi de Kurasu Youna Monogatari – odcinek 3

Marie ratuje Alana przed głównym bohaterem, co ten ostatni oczywiście odczytuje na opak, tego pierwszego zaś w tym odcinku nie uświadczymy, bowiem historia z impetem wpada w wątek ratowania królestwa przed wojną. Ale cofnijmy się odrobinę: Riho (zielonowłosa) oraz Selen nadal szukają księżniczki i po informacje udają się do znanej wiedźmy Marie, gdzie – ku ich zdumieniu – podejmuje je sam Lloyd. Po zwyczajowej serii nieporozumień, gdzie każdy uważa, że tej drugiej stronie chodzi o coś innego niż w rzeczywistości, odkryciu tożsamości księżniczki oraz po okrutnym potraktowaniu Lloyda przez Marie, aby ten przypadkiem w całe to zamieszanie się nie wtrącał (bo mieszkańcy Kunlun nie powinni interweniować, gdy chodzi o problemy zwykłych ludzi), w końcu dochodzą do porozumienia w sprawie ratowania królestwa, a główny bohater przechodzi na jeszcze dalszy plan. Zapewne długo to jego odstawienie nie potrwa, gdyż wydarzenia następują po sobie błyskawicznie i już pod koniec odcinka główny zły wykrzykuje paniom w twarz swoje imię – które ludzkie raczej nie jest, co spełnia warunek umożliwiający wkroczenie do akcji kogoś z Kunlun. Tego się jednak od razu nie dowiemy, przeszkodzi nam koniec odcinka.

Mimo tak urwanego wątku upchnięto tutaj akcję, która innym seriom zajęłaby cały sezon lub więcej. Akurat to nie jest wadą, bo choć nie spodziewałam się, że wydarzenia potoczą się istną lawiną, prowadząc do bezzwłocznej konfrontacji z tym, kto manipuluje królem, to uzmysłowiłam sobie, że w tej serii inaczej być nie może. Jest to tytuł prezentujący schematy fantasy z przepakowanym bohaterem i trochę się z nich śmiejący, co wyklucza serio podejście do sprawy, nawet jeśli na ekranie atmosfera jest pozornie poważna. Coś mi jednak tutaj nie pasuje i nie jest to nawet to, że czasami humor mnie przerasta, jak w przypadku polowania przez loli szefową wioski na „banana” głównego bohatera. Nie jest to też powodowane samym Lloydem, którego twórcy robią tak głupim, jak tylko się da (Son Goku to przy nim tytan intelektu), aby wywoływać wszelkie możliwe nieporozumienia i gagi, bez względy na to, jak naciągane, co przy okazji przekłada się na podejście widza do bohatera, stanowiącego tutaj raczej narzędzie fabularne niż postać dającą się szczerze polubić. Chyba największy problem stanowi dla mnie samo wyskakiwanie gagów, które robią to często, bez żadnej podkładki czy wyczucia, po prostu jak tylko jest okazja, to się ryją na ekran. Nie bawią mnie, raczej zaburzają płynność odbioru i wywołują konsternację – choć jej poziom zależy już od konkretnych postaci, których dotyczą…

Zmuszona za to jestem docenić niektóre tła, szczególnie te pieczołowiciej cieniowane lub ciepło oświetlone. Tych wyróżniających się nie było dużo, ale wygląda na to, że kiedy twórcy chcą, to potrafią – szczególnie ładnie prezentuje się w tym odcinku ulica upstrzona kałużami i odbijającymi się w nich lampami. Fascynują mnie również kontury postaci, za każdym razem pociągane innym odcieniem tego koloru, który okalają. Wspominając odcinek, ciepło barw jest pierwszą rzeczą, jaka przychodzi mi do głowy. Nie jestem jednak pewna, czy to jedno miłe wspomnienie wystarczy, abym kontynuowała tę serię. Zobaczę jeszcze jeden odcinek, ciekawa bowiem jestem (no, czyli jakieś emocje ostatecznie seria budzi… umiarkowanie) czy Lloyd wkroczy do akcji i standardowo zakończy walkę, czy zostaniemy zaskoczeni jakimś innym rozwiązaniem. Jeśli jednak ktoś tęskni za starymi gagami (np. puszczaną nosem krwią czy harisenem) lub uwielbia parodie – a szczególnie parodie fantasy – to możliwe, że serię będzie odbierał z większym entuzjazmem niż ja.

Leave a comment for: "Tatoeba Last Dungeon Mae no Mura no Shounen ga Joban no Machi de Kurasu Youna Monogatari – odcinek 3"