Fairy Ranmaru – odcinek 1

Panuje przekonanie, że tytuły zawierające stadka bishounenów nie reprezentują wysokiej wartości intelektualnej. Jest ono zrozumiałe – wszak zdecydowana większość widzów nie jest dostatecznie kulturowo obyta, aby wychwycić subtelne niuanse przekazu zawarte w tym gatunku. Nie należy tych osób za to ganić, tylko jeszcze intensywniej motywować, aby stali się lepsi. Tylko wprawione oko dostrzeże, że każdy centymetr ciała bishonena jest niczym poemat, który możemy podziwiać i analizować na wiele sposobów.

Prezentowanie  na samym wstępie ciała bishounena w przebraniu magicznego striptizera na tle słoneczników van Gogha może jedynie pogłębić ten przekaz. (Oczywiście słoneczniki są tu elementem mniej złożonym artystycznie, lecz ciągle coś wnoszą.) Bohaterowie są wróżkami, wysłanymi na nasz świat w celu udzielania nam, ludziom, metafizyczno-psychologicznej pomocy symbolizowanej przywiązaniem, które mają zbierać. Każdy z nich reprezentuje inny żywioł, a zarazem kulturę i formę seksualności wyrażoną ich striptizersko-magicznymi strojami, jak i osobowościami, będącymi z kolei różnymi aspektami męskości. Żyją oni wedle moralno-religijnego kodu wyrażonego dziesięciorgiem przykazań, niektórych bardzo surowych – takich jak zakaz wchodzenia w związki romantyczne z przedstawicielami przeciwnej płci. Zachodzę w głowę, czy uda im się jakoś ominąć to ograniczenie…

Niezwykle szybko po przybyciu na nasz świat trafiają oni na uczennicę będącą ofiarą internetowego mobbingu – niezwykle aktualnego i ważnego problemu zbyt rzadko analizowanego w anime. Fairy Ranmaru nie jest jednak zainteresowane podawaniem nam odpowiedzi na tacy, rozwiązanie jest w dużej mierze metaforyczne. Dość powiedzieć, że bohaterowie w zasadzie ledwo się ruszają, a jedynie teleportują w miejsca, gdzie są potrzebni, za pomocą magicznych bram.

Walka z siłami zła również jest dość metaforyczna, jak widać na złączonym niżej obrazku. W tym i innych względach seria jest godnym kontynuatorem takich klasyków jak Shoujo Kakumei Utena czy Puella Magi Madoka Magica. To cenne, że seria czerpie z osiągnięć innych gatunków i kreatywnie łączy je w zupełnie nową jakość. Należy jednak pamiętać, aby niczego z tego nie traktować dosłownie, bez należytej uważności łatwo byłoby uznać, że animacja niemal nie istnieje, fabuła niemal nie istnieje, postacie niemal nie istnieją i jedyne, co tu mamy, to ciekawe obrazki. Prawda jest rzecz jasna dużo głębsza.

Na zakończenie świecące penisy.

Leave a comment for: "Fairy Ranmaru – odcinek 1"