Hige o Soru. Soshite Joshikousei o Hirou – odcinek 3

Trochę skomplikowane to było… jak zwykle, kiedy w grę wchodzą ludzkie relacje i uczucia. Coś czuję, że się zmęczę, próbując to opisać, a tymczasem mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nic nie stoi na przeszkodzie, by się samemu zapoznać. Na razie oczywiście, bo nie podejmuję się przewidzieć, w jaką stronę pójdzie anime, prócz tego, że raczej nie powinno osiągnąć dennego i podmułowego poziomu innej wiosennej serii opartej na podobnym pairingu.

Ad rem: trzeci odcinek przynosi wreszcie nieco wiedzy na temat Sayu; może nie tyle jej przeszłości – pomijając otwierającą odcinek jako retrospekcja scenę seksu z jakimś młodym, podczas którego dziewczyna zachowuje się jak kłoda drewna, co samo w sobie jednak sporo o niej mówi; ponadto najwyraźniej używała wtedy innego imienia – ile obecnego stanu jej umysłu i emocji. Otóż Sayu, przyzwyczajona za wszystko płacić swoim ciałem, nie może pojąć, czym kieruje się Yoshida w odniesieniu do niej, skoro nie ma z niej żadnej „korzyści”, i to sprawia, że zaczyna czuć się coraz bardziej niepewnie, przekonana, że wyrzuci ją, kiedy mu się znudzi/znajdzie sobie dziewczynę/cokolwiek innego. W sumie dość naturalne w przypadku nastolatki po takich przejściach.

Tymczasem koleżanka z pracy Yoshidy, Mishima, się nie poddaje i sprytnie, powołując się na udaną pracę, wyciąga go do pobliskiego kina. Po wyjściu na kanwie filmu rozmawiają o przeznaczeniu i spotkaniu „tej jedynej” osoby. To, że koleżanka jest w nim zakochana, jest dla widza oczywiste, ale Yoshida na razie pozostaje w błogiej nieświadomości. Poinformowana o wypadzie Sayu dzięki kobiecej intuicji wyciąga właściwe wnioski i w dodatku udaje jej się przyłapać ich w momencie, kiedy Mishima obejmuje Yoshidę. Mam wrażenie, że kobiety w tej serii są nieco nietypowe jak na standardy gatunku, ale za to może bliższe życia… jakkolwiek pewnie ryzykuję tym stwierdzeniem. Co prawda Yoshida spokojnie odsuwa koleżankę i udaje się do mieszkania, ale Sayu w nim nie ma.

Opiekun z przypadku zaczyna jej gorączkowo szukać, a tymczasem na parkowej ławce, gdzie Sayu przeżywa swoje rozterki, uświadamiając sobie, że jest zazdrosna, siada Mishima; jak widać, również jest to osoba, która nie przechodzi obojętnie wobec siedzącej tu samotnie o tej późnej porze nastolatki. Szybko zgaduje, że Sayu uciekła z domu, i zaczyna ją podpytywać; rozmowa schodzi na ludzi, którzy są mili nie wiadomo dlaczego, a przecież każdy jest miły, bo ma w tym jakąś korzyść, prawda? Tak uważa Sayu, a Mishima podsumowuje, że to prowadzi do obsesji myślenia o takich osobnikach.

Odchodząc na chwilę od fabuły, chcę zauważyć, że moim zdaniem ta scena trochę kuleje reżysersko. To, że dziewczyny błyskawicznie znajdują wspólny język i mają nieco podobne doświadczenia (Mishima też w młodości uciekała z domu), to jedno pójście na skróty, w sumie do akceptacji w ramach konwencji czy założeń. Drugie to to, że szczerze mówiąc, nie wiem zupełnie, kiedy się sobie przedstawiły po imieniu – może to kwestia braku w tłumaczeniu, ale nie wydaje mi się. Trzecie, to kiedy Sayu mówi o kimś bardzo miłym w domu w odpowiedzi na pytanie o rodziców, z którymi jest podobno blisko – tu poczułam się nieco zbita z tropu, a potem z kontekstu wyszło, że miała na myśli Yoshidę. Chyba można by to lepiej zrobić…

Wracając do akcji, Yoshida wpada do parku we właściwym momencie i z ulgą lekko strofuje Sayu, co ta pokornie przyjmuje, obiecując wyjaśnienie. Mishima ustala, że ma przed sobą członków jednego gospodarstwa domowego, ale niespecjalnie się tym wzrusza i uprzejmie zostawia ich, żeby sobie wyjaśniali swoje sprawy. Zaiste miła osóbka. W domu Yoshidę zamiast wyjaśnienia czeka prawie molestowanie – Sayu też szybko przechodzi do rzeczy i ubrana jedynie w bieliznę próbuje zaciągnąć go do łóżka. Na szczęście Yoshida spełnia pokładane w nim przeze mnie nadzieje – choć przyznaje, że nastolatka jest dla niego atrakcyjna i jej zabiegi nie pozostają bez efektu, to jednak nie zamierza z nią spać, bo jej zwyczajnie nie kocha. I nie powinniśmy się tu bynajmniej dziwić czy zachwycać, bo to jest po prostu zachowanie przyzwoitego, rozsądnego, odpowiedzialnego człowieka. Co nie zmienia faktu, że jakoś jestem zdziwiona… A przy okazji mam z kolei zastrzeżenie do pracy kamery – biorąc pod uwagę postawę Yoshidy, chyba nie były potrzebne te wszystkie najazdy na biust i majtki Sayu. Trudno to uznać za sposób na odseksualizowanie jej postaci…

Zmuszona sytuacją Sayu wreszcie wyjaśnia Yoshidzie swoje obawy, a on w zamian wyznaje jej to, z czego sam dotąd nie zdawał sobie sprawy: to wcale nie jest tak, że on jej zapewnia schronienie i wyżywienie za darmo, czego ona nie jest w stanie pojąć i stąd jej lęk – wracanie do domu, gdzie ktoś na niego czeka z kolacją i rozmową choćby o niczym sprawia, że i jego życie stało się lepsze. Oto moment, podsumowuje, kiedy rzeczywiście zamieszkali „razem”.

No cóż. Nie ukrywam, że odczucia mam nadal mieszane i nie do końca wyrobiłam sobie opinię o serii, ale raczej będę ją oglądać, może już nie z sercem w gardle, jak ktoś komentował, obawiając się nagłej zmiany w jakiś erotyczny pseudodramat z udziałem nieletniej, bo myślę, że to nam jednak nie grozi, ale z pewną – bardzo ostrożną jednakowoż – nadzieją na w miarę przyzwoitą serię psychologiczno-obyczajową, a choćby i romans, byle oparty na sensownym rozwoju postaci i ich relacji. Wiem, to dużo… Kończąc te przydługie dywagacje, oprawa graficzna może do tego specjalnie nie zachęca, ale nie ona jest tu najważniejsza; wystarczy o niej chyba powiedzieć, że spełnia swoje zadanie i utrzymuje pewien akceptowalny poziom (głównie oszczędności). A to, że kobiece postaci, łącznie z dorosłymi, wydają mi się zbyt dziecinne, to też może być tylko moja opinia. Za to aktorzy głosowi dobrze się odnajdują w dialogach i monologach i tło muzyczne też jakieś istnieje. Razem wziąwszy, chyba warto się samemu przekonać i wyrobić zdanie.

Leave a comment for: "Hige o Soru. Soshite Joshikousei o Hirou – odcinek 3"