Sayonara Watashi no Cramer – odcinek 2

Jeśli kobiecy futbol jest tak nudny, jak pokazuje to anime, to nie dziwi mnie, że przeżywa kryzys popularności…

Naoko Nomi, dawniej zawodniczka grająca w reprezentacji Japonii, zostaje nową trenerką drużyny liceum Warabi Seinan. Nie jest to całkowity przypadek – Nomi odrzuciła propozycje posady trenerki jednej z drużyn japońskiej ligi, ponieważ chciała skoncentrować się na pracy z młodzieżą. Liceum natomiast to jej alma mater, więc ten wybór także wydaje się uzasadniony. Gorzej, że zastana na miejscu drużyna to obraz nędzy i rozpaczy, a spora część zawodniczek nie przykłada się nadmiernie do treningów. Nomi postanawia zatem zastosować najznakomitszą metodę motywacyjną (przynajmniej jeśli wierzyć mangom i anime): zafundować swoim podopiecznym druzgocącą porażkę w towarzyskim meczu z jedną z najsilniejszych w kraju drużyn z liceum Kunogi.

Pierwszą część odcinka zajmują urywki z treningów, na których Nomi przeplata kij (pompki) z marchewką (okonomyaki z jej rodzinnej restauracji). Drugą natomiast wypełnia rzeczony mecz towarzyski, a raczej pierwsza jego połowa. Jak można się spodziewać, drużyna Warabi Seinan zostaje zdeklasowana przez przeciwniczki, zaś najbardziej obiecująca zawodniczka, czyli Suou, jest praktycznie przez cały czas blokowana. Soshizaki stara się jak może, natomiast Onda… praktycznie nie zbliża się do piłki, ograniczając się do podziwiania gry przeciwnej drużyny. Czy druga połowa przyniesie jakiś przełom?

Drugi odcinek utwierdził mnie w przekonaniu, że problemem nie jest tutaj mało dla mnie pasjonująca dyscyplina, tylko scenariusz oraz scenorys. Podobnie jak poprzednio, brakuje tutaj płynnie rozwijającej się historii. Anime skacze od sceny do sceny, nie przejmując się niczym, a w szczególności tym, że to, co pokazuje, jest zbyt urywkowe, żeby wciągnąć widza. O bohaterkach nadal wiemy za mało – tu naprawdę nie chodzi o nakreślenie złożonych osobowości, tylko o stworzenie postaci, których losy ma się ochotę śledzić. Do tego wystarczy zgrubny szkic, byle dobrze zrobiony. Ha! Jeśli bohaterką ma być Shinozaki lub Suou, to sceny z ich udziałem nie układają się w żadną całość pozwalającą na ich przybliżenie. Jeśli miałaby to być Onda, to nawet nie wiem, co napisać… Nie rozumiem, autentycznie nie rozumiem, o jaki efekt ma chodzić w jej przypadku i dlaczego spędza kolejne treningi, a potem połowę meczu, dosłownie stojąc jak kołek i dziwując się światu. Jeśli zaś bohaterem zbiorowym ma być cała drużyna Warabi Seinan, to na razie w ogóle nie udało się pokazać, że coś takiego w ogóle istnieje jako (niechby i niefunkcjonalna na razie) jakaś całość.

W podobnym stopniu jak scenariusz leży także „planowanie przestrzenne” i piszę to jako osoba, która nie przywiązuje aż tak wielkiej wagi do strony wizualnej. Tu nie chodzi o same oszczędności pracy, bo te bym mogła zrozumieć. Cały mecz (podobnie jak trening) pokazywany jest nieludzko statycznie. Dominują w nim źle zakomponowane ujęcia, które z jednej strony nie pozwalają orientować się w sytuacji na boisku, a z drugiej – nie kreują wrażenia ruchu i napięcia. Grę co chwilę przerywają rozważania którejś z zawodniczek, przypadkowych widzów albo trenerów, sprowadzające się do powtarzania rzeczy oczywistych albo zbędnych w tym momencie. W ogóle nie czuć temperatury, rytmu gry, czegokolwiek, co by mogło wciągnąć. Do tego postacie rysowane są w dalszym ciągu krzywo, zaś na osobną wzmiankę zasługuje otaczająca boisko siatka. Otóż rysownicy nie całkiem bez racji wymyślili sobie, że będzie ona zasłaniać twarze stojących za nią osób, więc nie najgorszym zabiegiem byłoby „wymazanie” jej na wysokości tychże twarzy. O ile może to jednak działać przy pewnym oddaleniu, o tyle na zbliżeniach daje efekt po prostu groteskowy. I bardzo się boję, że będzie to główny element tego anime zapadający w pamięć.

Leave a comment for: "Sayonara Watashi no Cramer – odcinek 2"